Thomas Phifer: odrodzenie w centrum miasta

– Wszystko, co nowe, budzi dyskusje. Na razie widać sam budynek, który nie ujawnia dokładnie, czym jest w rzeczywistości – mówi nowojorski architekt Thomas Phifer, autor ukończonego właśnie gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, pierwszego budynku tworzącego nowe centrum Warszawy.

Thomas Phifer: odrodzenie w centrum miasta

Makiety budynków MSN i teatru TR Warszawa. Pozwolenie na budowę gmachu teatru już jest, ale realizacja szybko się nie rozpocznie. Zdjęcie: Scott Frances

Kończy się dwudziestoletnia epopeja związana z budową Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Na 25 października zaplanowano otwarcie jego nowej siedziby na placu Defilad. W przyszłości tuż obok powstać ma też gmach dla teatru TR Warszawa. Oba budynki zaprojektowało nowojorskie biuro Thomasa Phifera, które na koncie ma też kilka znaczących obiektów publicznych w Stanach Zjednoczonych, takich jak siedziba Sądu Federalnego w Salt Lake City, nowe skrzydło Muzeum Sztuki Karoliny Północnej w Raleigh, rozbudowa Muzeum Glenstone w Potomaku czy nowy pawilon Muzeum Szkła w Corning.

Polski projekt Amerykanina wyłoniono nie w konkursie, ale w dwuetapowej procedurze tzw. negocjacji z ogłoszeniem (zainteresowani najpierw składali wnioski, w których przedstawiali swoje dotychczasowe doświadczenia, a następnie komisja wybrała kilka zespołów i prowadziła z nimi rozmowy o szczegółowych rozwiązaniach). Dyrektorzy obu instytucji, muzeum i teatru, argumentowali wówczas, że po zerwaniu przez ratusz umowy z laureatem konkursu z 2007 roku, Szwajcarem Christianem Kerezem, nie byliby w stanie zaprosić do jury zagranicznych architektów, którzy swoją pozycją i doświadczeniem gwarantowaliby prestiż obradom.

Realizacja MSN-u stanowi początek przebudowy całego otoczenia Pałacu Kultury. Zdjęcie: Marta Ejsmont

AD: Miał Pan szczególne zadanie zaprojektowania dwóch nowych budynków w cieniu socrealistycznego Pałacu Kultury. Skąd pomysł na ich formę?

Thomas Phifer: Chcieliśmy, aby każdy miał swój własny charakter. Gmach muzeum zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz jest wykonany z betonu. Zaprojektowaliśmy betonową konstrukcję i wykończenie elewacji, które wyrażać miało pewną trwałość. Chcieliśmy, by budynek wydawał się ciężki, masywny i ukazywał prawdziwą naturę tego materiału. Wszystkie elementy były tu odlewane ręcznie. Trzeba je było wykonać, ułożyć pręty zbrojeniowe, wylać i zagęścić beton. Ten proces wymagał wręcz zegarmistrzowskiej precyzji.

Akurat kiedy robotnicy mieli wylewać beton, przyjechałem do Warszawy. Ze względu na niską temperaturę wszystko odbywało się w wielkich namiotach. Postawni brodaci mężczyźni wykonywali tam specjalne formy do betonu i wkładali w nie pręty zbrojeniowe. To było jak tworzenie dzieła sztuki. W pewnym momencie podszedł do mnie jeden z kierowników budowy, objął mnie ramieniem i powiedział: „Wiesz, jesteśmy bardzo dumni z tego budynku. Czujemy, że jest nasz”. To wiele dla mnie znaczyło, że ludzie, którzy go tworzyli, rozumieli, co tworzą – nie tylko miejsce spotkań ze sztuką, ale po prostu miejsce spotkań.

AD: A budynek teatru?

Thomas Phifer: Dla kontrastu będzie mieć fasadę z czarnej stali. Teatr też będzie się otwierał na miasto, zapraszając przechodniów do obserwacji swego codziennego funkcjonowania. Od północy i południa zaprojektowaliśmy wysokie na 14 metrów ruchome bramy, odsłaniające wnętrze i umożliwiające organizację plenerowych wydarzeń artystycznych. Budynek będzie mieć dwie sale teatralne, z największą w Polsce obrotową sceną oraz elastycznym układem widowni na 700 miejsc.

Główne galerie MSN-u rozplanowane są na pierwszym i drugim piętrze wokół geometrycznej klatki schodowej. Polskim partnerem pracowni Thomasa Phifera jest biuro APA Wojciechowski. Zdjęcie: Marta Ejsmont

AD: Ważną rolę w odbiorze architektury muzeum odgrywa naturalne światło...

Thomas Phifer: Muzeum jest białe, wypełnione naturalnym światłem, trochę jak w szklanych rzeźbach Roni Horn. Sale na najwyższym piętrze są wręcz zalane światłem. Spacerowałem tam dziś rano, kiedy było dość pochmurno, ale nagle wyszło słońce i ta przestrzeń po prostu ożyła. Światło zmienia się tu cały czas. W zależności od pogody i pory roku tworzy różne nastroje. W muzeum są zarówno sale z dużymi oknami, jak i takie, które mają tylko górne oświetlenie albo mniejsze świetliki.

AD: Ma Pan tam ulubione miejsce?

Thomas Phifer: Jest tam tak wiele różnych pomieszczeń… W podcieniach od strony Marszałkowskiej zaplanowaliśmy miejsce na głośniki i specjalną dźwiękową instalację, która ma wabić przechodniów, by weszli do środka. Parter to otwarta przestrzeń publiczna. Będą tu sale edukacyjne, przestrzeń audytoryjna, kawiarnia i księgarnia oraz monumentalne schody w kształcie podwójnej spirali, które prowadzą do galerii na dwóch górnych piętrach. Te schody pełnią funkcję komunikacyjną, ale są też przestrzenią społeczną, miejscem spotkań.

W ramach rozbudowy Muzeum Glenstone w Potomaku (2018) architekt zaprojektował zespół pawilonów wkomponowanych w parkowe otoczenie. Poszczególne bryły o elewacjach z szarych betonowych bloczków zostały częściowo zagłębione w ziemi i połączone rozległym atrium ze sztucznym stawem. Zdjęcie: Iwan Baan

AD: Pomiędzy galeriami znajdują się specjalne pomieszczenia wykończone drewnem.

Thomas Phifer: Nazywamy je „pokojami miejskimi”. Będą tam ławki, stoły biblioteczne i duże okna z widokiem na Warszawę. Chodzi o to, aby podczas zwiedzania galerii można było zrobić sobie przerwę na kontemplację. Usiąść na chwilę, popatrzeć na zewnątrz, pomyśleć, a następnie z powrotem zanurzyć się w świat sztuki. Te przestrzenie wykończyliśmy polskim jesionem. To wyjątkowo piękne, bardzo miękkie, czerwonawobrązowe drewno. Na razie widać sam budynek, który nie ujawnia jednak dokładnie, czym jest w rzeczywistości.

AD: Muzeum jest szeroko komentowane, bo to pierwsza realizacja tworząca nowe centrum Warszawy. Czuje Pan tremę?

Thomas Phifer: Nie. To znaczy, oczywiście, jestem zainteresowany tym, co ludzie myślą, ale znam ten budynek. Wszystko, co nowe, budzi początkowo pewne dyskusje. Ludzie jeszcze tego nie rozumieją. Po roku czy dwóch muzeum zintegruje się z przestrzenią miasta, stanie się jej częścią. Sytuacja na pewno zmieni się też, gdy zostanie zrealizowany teatr. Wtedy oba budynki będą współtworzyć jeden wspólny obszar dla sztuk performatywnych.

Zachodnie skrzydło Muzeum Sztuki Karoliny Północnej w Raleigh (2010) uznawane jest za przełomowe dzieło w twórczości architekta. Jednokondygnacyjny pawilon o elewacjach pokrytych panelami z anodowanego aluminium przekryto kasetonowym zadaszeniem wyposażonym w efektowne paraboloidalne świetliki. Zdjęcie: Scott Frances

AD: Od czasu rozpoczęcia budowy jest Pan częstym gościem w Warszawie. Czego najbardziej brakuje w centrum miasta?

Thomas Phifer: Tych dwóch budynków. Ale one, moim zdaniem, powstają w najodpowiedniejszym czasie. Mam wrażenie, że Warszawa przeżywa obecnie pewien rodzaj artystycznego odrodzenia. Toczy się więc wiele debat, dyskusji, również – co Pan zauważył – na tematy architektoniczne. Ludzie rozmawiają o powstającym Muzeum Sztuki Nowoczesnej, będą rozmawiać o teatrze TR Warszawa. I o to przecież chodzi. Komentarze i dyskurs powinny być częścią tutejszego życia.

AD: W portfolio ma Pan kilka dużych projektów muzealnych. Jak zmieniały się trendy w tej dziedzinie architektury na przestrzeni lat?

Thomas Phifer: W ostatnich dwóch dekadach jednym z głównych trendów były duże, otwarte przestrzenie. Potem dla każdej wystawy trzeba było je dzielić i budować ściany. W MSN będzie więcej mniejszych pomieszczeń, tak jak jest choćby w Luwrze czy w innych ważnych, starszych muzeach w Europie. W ten sposób to przestrzeń muzealna będzie niejako kuratorować sztukę, a nie na odwrót.

Siedzibę Sądu Federalnego w Salt Lake City (2014) architekt zaprojektował w formie wolno stojącego, przeszklonego kubika, który ma wyrażać przejrzystość amerykańskiego systemu sądownictwa. Wnętrza przed nadmiernym nasłonecznieniem chronią tu aluminiowe panele, tzw. łamacze światła, o zróżnicowanej perforacji. Zdjęcie: Scott Frances

AD: Wykładał Pan na wielu uczelniach architektonicznych. Czego szczególnie stara się Pan nauczyć swoich studentów?

Thomas Phifer: Przede wszystkim odporności. Architektowi nieustannie się odmawia. Ciągle słyszy „nie”, a bardzo rzadko „tak”. Architektura to wymagająca dyscyplina. Trudno coś zbudować. Zwykle ponosisz więcej porażek, niż odnosisz sukcesów. Dlatego staram się uczyć moich studentów odporności, by umieli przyjmować krytykę i zaczynać projekt od początku. Drugą ważną rzeczą w pracy architekta jest bowiem cierpliwość.

AD: Ufundował Pan stypendium architektoniczne dla czarnoskórych studentów Uniwersytetu Clemson. Co Panem kierowało?

Thomas Phifer: Kiedy studiowałem tam architekturę, na sto osób na roku była tylko jedna kobieta. Jedna! Teraz studentki stanowią ponad połowę społeczności akademickiej. I to się wydarzyło za mojego życia. Chciałem więc przyciągnąć kolejną niedocenianą społeczność, studentów o czarnym i brązowym kolorze skóry. Obecnie na wydziale architektury jest ich bardzo niewielu. Według National Council of Architectural Registration Boards w 2022 roku w Stanach Zjednoczonych było tylko 2 procent czarnoskórych architektów, a jedynie 11 procent identyfikowało się jako mniejszość rasowa lub etniczna. Ważne, aby ci studenci mieli więcej możliwości, aby społeczność w Karolinie Południowej była jak najbardziej zróżnicowana.

Thomas Phifer. Zdjęcie: Jason Schmidt

AD: Wiem, że dużo pracuje Pan na makietach. Ile modeli powstaje dla jednego projektu?

Thomas Phifer: Bardzo dużo. Na przykład dla MSN zrobiliśmy ich kilkadziesiąt, może nawet czterdzieści. Nie do końca wierzę w modele komputerowe. Tam nie można zrozumieć wszystkich relacji przestrzennych. Myślę, że jedynym prawdziwym sposobem na przetestowanie budynku jest model fizyczny. A im większy, tym lepszy. Można naprawdę zajrzeć mu do środka i wszystko zobaczyć.

Zobacz też:

 


Czytaj więcej