Projektuje rezydencje dla nowojorczyków. Z rodzinnego domu na Mazurach Magdalena Keck wyniosła szacunek do przyrody i przedmiotów

„Jako projektanci zbyt często jesteśmy perfekcjonistami. Chcemy wszystko usunąć i zacząć od nowa. A dobrze jest pozwolić sobie na trochę luzu, poeksperymentować. Jest to możliwe, gdy robi się projekt dla siebie”. O polskiej wrażliwości i projektowaniu na wymagającym nowojorskim rynku rozmawiamy z architektką Magdaleną Keck.

Zdjęcia Alice Gao; Jeff Cate
Projektuje rezydencje dla nowojorczyków. Z rodzinnego domu na Mazurach Magdalena Keck wyniosła szacunek do przyrody i przedmiotów

Apartament w budynku Beekmana w Nowym Jorku z widokiem na Dolny Manhattan. Zdjęcie: Alice Gao

AD: Prowadzi Pani własne studio na wymagającym nowojorskim rynku od 21 lat. Jak zrobić karierę w tym mieście?

Magdalena Keck: Pierwszy raz przyjechałam do Nowego Jorku w 1993 roku i momentalnie się w nim zakochałam. Poznałam interesujących ludzi ze świata sztuki, filmu, mody. Ich energia wydała mi się uzależniająca. Byłam na trzecim roku studiów. Postanowiłam, że wezmę urlop dziekański i zostanę dłużej. Po roku zdecydowałam, że skończę studia tutaj. Szybko zaczęłam pracować w branży projektowej, więc jeśli chodzi o karierę w Nowym Jorku, nie mam jakiegoś tajemniczego przepisu. Na pewno trzeba być otwartym, by korzystać z pojawiających się możliwości albo samemu kreować sytuacje sprzyjające szczęściu. I nie bać się tego, co przychodzi, nie obawiać, że coś nie wyjdzie. Oczywiście praca i solidność mają duże znaczenie.

W projekcie wnętrza domu w dolinie rzeki Hudson architektka uwzględniła ogromne przeszklenia, sięgające od podłogi do sufitu. Zdjęcie: Jeff Cate

AD: Często wspomina Pani o rodzinnym domu na Mazurach, który ukształtował Pani świadomość twórczą.

Magdalena Keck: Z pewnością jest ważną częścią mnie. Dzięki niemu zawsze miałam też bardzo bliski kontakt z naturą. Natura jest logiczna, wszystko w niej ma sens. Jest przepiękna, a zarazem zupełnie nieoczekiwana, momentami kapryśna. W pewien sposób to się przekłada na projektowanie. Zawsze pracuję w ramach sprecyzowanego konceptu, używam logiki, a potem na tym rusztowaniu powstaje coś poetyckiego. Wykorzystuję intuicję, czasem kaprys, żart. Z domu wyniosłam też pewien szacunek do rzeczy. W tamtych czasach nie mieliśmy takiego dostępu do dobrego dizajnu i takiej jak dziś świadomości. Bardzo też dbaliśmy o przestrzeń i przedmioty, które mieliśmy do dyspozycji.

AD: W Europie coraz większą popularnością cieszy się trend wykorzystywania rzeczy z drugiego obiegu, nie tylko mebli, ale też materiałów. Czy Amerykanie też okazują szacunek przedmiotom?

Magdalena Keck: Naszym klientom proponujemy rzeczy ponadczasowe, przechodzące z pokolenia na pokolenie. Z wieloma osobami współpracuję od dawna, projektując dla nich na przykład już trzecią czy czwartą rezydencję. Przy takiej okazji zawsze wykorzystujemy elementy lub meble z poprzednich miejsc, podróżują razem z nami i świetnie się sprawdzają w różnych przestrzeniach i nowych kontekstach, a klienci widzą, że wcześniej dokonali właściwego wyboru.

Wnętrze w Glass House, domu w Hudson Valley. Powściągliwie umeblowane kieruje uwagę w stronę widoku z okien. Zdjęcie: Jeff Cate

AD: Specjalizuje się Pani w projektowaniu mieszkań typu pied-à-terre, czyli takich, które wykorzystuje się sporadycznie, tylko przez część roku lub tygodnia pracy. Jaki jest przepis na takie wnętrze?

Magdalena Keck: Jeszcze do niedawna były to typowe pied-à-terre, znajdujące się w mieście, właściwie wyłącznie na Manhattanie, teraz częściej są to domy wakacyjne czy weekendowe. Właśnie wczoraj wróciłam z Aspen, gdzie będziemy zaczynać taki projekt. Jeśli chodzi o przepis, to po prostu musi być przestrzeń, która zapewni użytkownikowi jak największy komfort fizyczny i psychiczny. Trochę jak w fajnym hotelu, w którym wszystkie potrzeby są zaspokojone. Przy czym nie muszą to być jakieś ekstrawagancje, a raczej wrażenie harmonii.

AD: Taki weekendowy dom zaprojektowała Pani ostatnio dla siebie w Hamptons na Long Island. Trudno być jednocześnie autorką i inwestorką?

Magdalena Keck: I tak, i nie. Gdy go kupiliśmy, byłam przekonana, że zostanie przez nas zupełnie zdemolowany, ale nie chcieliśmy tego zrobić od razu, chcieliśmy trochę w nim pomieszkać, poznać jego charakter i to, jak światło operuje o różnych porach dnia. Zrobiliśmy podstawowy remont – malowanie, cyklinowanie podłóg, trochę oświetlenia. Tak minął rok, potem dwa i zakochałam się w tym, co jest: w braku perfekcji, luźnym, powolnym stylu życia, który ta przestrzeń generuje. Ważny był aspekt odpowiedzialności za środowisko. Po co burzyć, by potem budować od nowa? Czy warto tracić tyle czasu, pieniędzy, energii? Wprowadzam czasem małe zmiany, gdy zobaczę jakiś ciekawy mebel czy obraz, ale myślę, że jako projektanci zbyt często jesteśmy perfekcjonistami. Chcemy wszystko usunąć i zacząć od nowa, a dobrze jest pozwolić sobie na trochę luzu, poeksperymentować. Jest to możliwe, gdy robi się projekt dla siebie.

Apartament w Soho, przy 565 Broome Street, reprezentuje charakterystyczny, minimalistyczny styl architektki. Zdjęcie: Jeff Cate

AD: Nowy Jork kojarzy się raczej z dynamiką i ciągłym brakiem czasu. Co jest największym wyzwaniem w pracy nowojorskiej architektki?

Magdalena Keck: Najtrudniej pracuje się wtedy, gdy są napięte terminy. Pewnych rzeczy po prostu nie da się zrobić szybko, nawet jeśli klient dysponuje bardzo dużym budżetem. Rzeczywiście, jesteśmy przyzwyczajeni do dosyć szybkiego działania. To siłą rzeczy trochę się zmieniło w czasie pandemii, ale w dalszym ciągu zdarzają się oczekiwania, aby na przykład całkowitą renowację mieszkania przeprowadzić w pół roku. Ważne też, żeby mieć dobrych wykonawców i zaufanych konsultantów, bo wtedy wszystko przebiega znacznie sprawniej. Na szczęście mam kilka firm, z którymi współpracuję praktycznie od samego początku. Zawsze wnoszą dodatkową wartość do projektu.

Mieszkanie na 63. Piętrze nowojorskiego wieżowca Four Seasons. Biała przestrzeń stanowi neutralne tło dla kilku wyrazistych mebli. Zdjęcie: Jeff Cate

Magdalena Keck prowadzi też galerię sztuki. W swoim domu w Amagansett, nazwanym Ama Atelier, ma kolekcję fotografii, rysunków i obrazów. Można je kupić tak jak prezentowane tam przedmioty projektowane lub kolekcjonowane przez architektkę. Zdjęcie: Jeff Cate

Magdalena Keck studia rozpoczęła w Polsce, ale ukończyła już w Nowym Jorku, gdzie od 2003 roku prowadzi własne biuro. Zdjęcie: James Conkle

Zobacz też:

 


Czytaj więcej