Stoję przed dwoma wielkimi płótnami, a czerwono-białe pasy, kolumny, gzymsy i ornamenty zdają się wciągać mnie w jakąś wyimaginowaną przestrzeń. Podczas gdy część umysłu szuka realnych odniesień – obraz przedstawia fragment fasady Czerwonego Meczetu w Kolombo na Sri Lance – inna odpływa zwiedziona geometryczną iluzją. I wtedy artystka podchodzi i obraca płótna o dziewięćdziesiąt stopni, a obraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Aby odwrócić perspektywę patrzącego, Marta Banaszak wykorzystuje też efekt lustrzanego odbicia.
Pomysł zaczerpnęła z arabskiej kaligrafii. Jej abstrakcje mają realny odpowiednik w architekturze. Zanim wybiorę konkretny kadr, jeżdżę po świecie albo zbieram setki zdjęć, grzebię w dokumentacji – mówi Banaszak o swoich poszukiwaniach. – To są miesiące dylematów. Muszę ukochać dany kadr. Wiem, jak wygląda dobra kompozycja. Patrzę bardzo krytycznie, bo potem będę ją malować miesiącami.
„SRI LANKA”, wielkoformatowy (140 na 200 cm) obraz olejny, namalowany na dwóch podobraziach, w lustrzanym odbiciu przedstawia fragmenty Czerwonego Meczetu w Kolombo. Możemy go dowolnie obracać, za każdym razem uzyskując inną, hipnotyzującą kompozycję. Zdjęcie: Adam Gut
Objawienie w Damaszku
Artystka jest absolwentką Wydziału Grafiki na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a jej prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum ASP w Warszawie, Muzeum Narodowego w Damaszku. Studiowała też lingwistykę stosowaną, filologię romańską, ukończyła dziennikarstwo.
Studia językowe rozwinęły we mnie umiłowanie kultury klasycznej, szacunek dla wieków dawnych, w których odnajduję awangardę – wyjaśnia i jako przykład podaje pewnego złotnika z Norymbergi, który w XVIII wieku robił cukiernice i kandelabry. W jego szkicowniku znajdziemy rysunki, które wyglądają jak wireframe’y w projektowaniu 3d – modele szkieletowe odwzorowujące obrys obiektu za pomocą siatki.
Drugim ważnym wątkiem jest kultura islamu. Po raz pierwszy Banaszak zetknęła się z nią w Algierii, gdzie spędziła kilka lat jako dziecko. Gdy po studiach trafiła na czteroletni staż do Damaszku, rozwinęła prawdziwą fascynację. – Zobaczyłam, że nie trzeba w dzieło wkomponować opowieści, że mimo jej braku ma ono moc. To było dla mnie niesamowite odkrycie – mówi artystka. – W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie ma co się popisywać przedstawianiem rzeczywistości. W geometrii dostrzegłam wspólny mianownik wszystkich kultur – dodaje.
Obraz „ORVIETO” ukazuje w lustrzanym odbiciu XIV-wieczną architekturę islamską i chrześcijańską. Zdjęcie: Adam Gut
Matematyczne uporządkowanie
W arabskiej architekturze i ornamentyce widzimy matematyczne uporządkowanie, a jednocześnie oszałamia nas misterność wzoru i precyzja wykonania. – Arabscy twórcy mówią, że przestajemy wtedy słuchać gadania umysłu racjonalnego. Porzucamy analizę. Podziwiamy – tłumaczy Banaszak.
Według mędrców islamu ten zachwyt i kontemplacja prowadzą do oczyszczenia umysłu i dają możliwość bezpośredniego kontaktu z Bogiem. To metafizyczny wymiar sztuki arabskiej. Jest też jednak i ten naukowy. Matematycy dopiero w XX wieku odkryli wzór pozwalający w konsekwentny sposób zapełnić wklęsłą powierzchnię sklepienia. Arabscy rzemieślnicy robili to od setek lat.
Dla Banaszak, jako graficzki, objawieniem był Khan As’ad Pasha w Damaszku. Ściany, filary i kopułowe sklepienia XVIII-wiecznego zajazdu dla karawan w całości pokrywa ablak – biało-czarne pasy wykonane z bazaltu i piaskowca. – Ten budynek uruchomił we mnie całe pokłady kreatywności – wspomina artystka.
Arabscy twórcy byli fenomenalnie awangardowi pod względem formalnym, nie koncentrowali się na kobiecym ciele ani na sztuce religijnej, lecz całą uwagę skupiali na cyzelowaniu formy. To jest pełna psychodelia – dodaje.
„Czerń i biel karawanseraju Khan As’ad Pasha pozwoliły mi zbudować pierwszą część cyklu moich grafik” – napisała Banaszak we wstępie do swojej rozprawy doktorskiej. „Moja praca polegała na wytropieniu oraz wyszczególnieniu myśli naukowej, która pojawiła się w sztuce arabskiej i europejskiej”.
Jej inspirowane geometrią i architekturą prace zaprezentowano podczas wystawy w Muzeum Narodowym w Algierze, którą w 2017 roku uczczono pięćdziesięciolecie polsko-algierskich stosunków dyplomatycznych. – Gdy zobaczyłam swoje obrazy obok rzeźby Rodina, rozpłakałam się – wspomina.
„FIGURACJE IV” to wielkoformatowy linoryt inspirowany renesansową ryciną. Zdjęcie: Paulina Mirowska
Nieodwracalny ruch dłuta
Bardziej kameralny wymiar niż obrazy mają rzeźby artystki. – Wszystko robię własnoręcznie. Cięcie, polerowanie, szlifowanie. To warsztat kamieniarski – podkreśla Banaszak, której najwięcej radości sprawia poszukiwanie własnej ekspresji w jasno wyznaczonych ramach. Każdy ruch dłuta jest precyzyjnie przemyślany, bo nieodwracalny.
Nie boję się określenia „piękne”. Chcę się odciąć od doczesności, powiedzieć: odejdźmy trochę i spójrzmy na życie z zachwytem – tłumaczy. Marzy jej się, aby jej rzeźby w większej skali znalazły się w przestrzeni publicznej.