Magdalena Karpińska, autorka mrocznych pejzaży oraz barwnych instalacji z malowanego i deptanego jedwabiu

Magdalena Karpińska postrzega naturę ambiwalentnie. Z jednej strony przyroda ją uspokaja, ale z drugiej artystka od dziecka bała się wichur i wyobrażała sobie wielkie fale tsunami zalewające miasta. Malowanie pozwala jej opowiadać historie, których nie umie opowiedzieć inaczej. A napięcie między dwoma odmiennymi obliczami przyrody jest niewyczerpanym źródłem inspiracji.

Autor Max Cegielski i Anna Zakrzewska

Magdalena Karpińska, autorka mrocznych pejzaży oraz barwnych instalacji z malowanego i deptanego jedwabiu

Widok instalacji przestrzennych na wystawach „TOO MANY FINGERS” (jedwabny namiot; 2018). Zdjęcie: Jędrzej Sokołowski

Na warszawską Akademię Sztuk Pięknych dostała się od razu po maturze, a to przywilej nielicznych. Wkrótce po dyplomie, który zrobiła w 2008 roku, otrzymała nagrodę w prestiżowym konkursie im. Eugeniusza Gepperta. Pierwszą wystawę indywidualną miała w 2011 roku w dziś już nieistniejącej, ale ważnej dla mapy artystycznej stolicy Galerii Czarna. Płótna Karpińskiej wisiały na piętrze przedwojennej kamienicy romantycznie zdewastowanej w XXI wieku – pod odpadającymi stiukami, na ścianach, z których schodził tynk, na tle czarnej kotary. Wystawa nosiła tytuł „Nie tak strzyżono szpalery”, a obrazy pokazywały między innymi wygłodniałego ptaka, lisa z ciemną plamą zamiast pyszczka oraz sowę. Jak mówiono w serialu „Twin Peaks”, sowy nie są tym, czym się wydają. Zwierzęta Karpińskiej – dwuznaczne, wręcz przerażające – też nie nadawały się do przytulania. Obok znalazły się płótna z mrocznymi pejzażami parków – niegdyś strzyżono tu szpalery, ale ogrodnicy pomarli lub wręcz zginęli w tragicznych okolicznościach.

9 niszowych polskich malarek i ilustratorek, które warto śledzić

magdalena karpinska

Magdalena Karpińska. Zdjęcie: Gosia Turczyńska

Malarstwo Magdaleny Karpińskiej

Straszliwa atrakcyjność tamtej wystawy polegała na mierzeniu się z lękiem przed ciemnością, tajemnicą, lasem, w którym po zmierzchu można zgubić drogę. Ale też ze strachem przed tym, co ładne, przed malarstwem jako medium, które mogło wówczas niepokoić tym, że jest tak estetyczne.

Po upływie ponad dekady jej obrazy są formalnie dużo dojrzalsze, ale nadal poruszają tematy z pogranicza cywilizacji i natury, ze styku działań człowieka i zjawisk przyrodniczych.

Artshow, 2 i 3 marca, Warszawa. Ponad stu artystów podzieli się z nami swoimi emocjami

obrazy magdaleny karpinskiej

Anomalia. Zdjęcie: Jędrzej Sokołowski

Po debiutanckiej wystawie jej malarstwo stawało się coraz mniej realistyczne, Karpińska syntetyzowała, zdawała się szukać esencji mroku. Jakby zaglądała nadal za tę samą czarną kotarę, ale zagłębiała się w mroki nie tyle lasu, ile człowieka.

Dopiero po 2016 roku zgaszone barwy przełamał kolor. Płótna są nadal niepokojące, lecz nie przypominają już malarskiej trawestacji sesji psychoanalitycznych. Artystka odżegnuje się jednak od prostych porównań.

– Świadome przeżywanie życia to chyba zawsze psychoterapia. Nie bardzo rozumiem koncepcję wyrażania gwałtownych emocji przez gwałtowne pociągnięcia pędzla. Dla mnie jest dokładnie odwrotnie: malować gwałtownie możesz, kiedy czujesz lekkość i energię, żeby to robić. Silne, trudne emocje wymagają opanowania. Uporządkowanie ich za pomocą precyzyjnie namalowanego obrazu wydaje mi się najlepszym wyjściem – stwierdza. – A noc to moja ulubiona pora, nokturny są dla mnie kojące. Wygląda więc na to, że wychodzę w obrazach od lęku, a kończę na ukojeniu.

obraz magdaleny karpinskiej

„PELERYNA WONDER WOMAN”, farby kwasowe na jedwabiu. Fragment instalacji przestrzennej wykonanej z czterech pasów materiału. Podczas malowania artystka nie napina tkaniny na specjalnym stole, lecz po niej chodzi. Zdjęcie: Jędrzej Sokołowski

Człowiek na obrazach Magdaleny Karpińskiej

Księżyc, symbol nokturnowego półmroku, jest najczęściej powracającym motywem malarstwa Karpińskiej. Obecny na „Shelter: under the moon” z 2022 roku albo jako odległy punkt w tegorocznym „The Swan”, a także w serii „Two moons, four suns”, malowanej od 2021. Jako dale- kie, nikłe odbicie w wodzie towarzyszy kobietom w „Bathing”. To jedno z niewielu płócien artystki z figurami ludzkimi o określonej płci.

Jeszcze w „First blood” postać niosącą snop zboża można uznać za kobietę, ale już dumająca nad rzeką osoba w „Stones by the river” ma nieokreśloną płeć. Artystka tymczasem znów nie pozwala na zbyt łatwe wnioski. – W moich obrazach człowiek jest stale obecny, ale nie jest podmiotem opowieści. Pokazuję go jako równorzędny element ekosystemu. Ciało jest tu fragmentem przyrody – zaznacza.

obraz magdaleny karpinskiej

„FIRST BLOOD” (postać niosąca snopek; 2020). Zdjęcie: Jędrzej Sokołowski

Można by uznać, że w zmierzającej ku abstrakcji syntezie forma ludzka znika, miesza się z kwiatami, drzewami. Ale Karpińska ponownie kontruje: – Odbiłam się od symboli i abstrahowania, kiedy zrozumiałam, że to oznacza zwiększanie dystansu, coraz mniej osobiste podejście, a nie o to mi chodzi. Na dużej wystawie indywidualnej, zorganizowanej w reprezentującej Karpińską galerii Polana Institute w 2022 roku, a zatytułowanej „The journey through shambles”, frapujący był już sam tytuł: podróż przez pobojowisko. Jaka bitwa się tu rozegrała?

Pokazane obrazy są kolorowe i wizualnie atrakcyjne. Na płótnie „Watering 3” tymczasem jeden z trzech kwiatów jest złamany, a woda wypływa z doniczki, jakby wyschnięta ziemia nie mogła już jej wchłonąć. W „Body in lands” kwiaty zwiędły. Nie są to też jednak obrazy ekologicznej apokalipsy.

obraz magdaleny karpinskiej

"Shelter under the moon". Zdjęcie: Jędrzej Sokołowski

Obrazy deptane na jedwabiu

Ostatnio artystka wznosi zupełnie nowe struktury: instalacje z użyciem malowanego jedwabiu.

– Studiowałam malarstwo na tkaninie jako dodatkowy fakultet, ale przez kilka lat w ogóle nie sięgałam po te techniki, aż przyszedł mi do głowy pomysł na pierwszą instalację. To był dla mnie moment wyjścia z płaskiego płótna w przestrzeń. Doskonale dopełnił mój proces twórczy. Maluję na jedwabiu nieortodoksyjnie. Materiał podczas pracy nie jest gładki. Nie napinam go na specjalnym stole, jak się to zazwyczaj robi. Przeciwnie: rzucam go na podłogę i chodzę po nim. Zależy mi na rozmachu, na dużej skali. Maluję akwarelowo, czyli lekko i spontanicznie, nie kontroluję procesu w stu procentach i godzę się na błędy, których w jedwabiu nie da się na- prawić. To jest wciąż malarstwo, tyle że w trzech wymiarach: ruchome i zmienne – opowiada. Pokazała to wystawa „Too many fingers”, zaprezentowana w Polana Institute w 2018 roku.

Pośrodku wielkiej sali powiewał namiot z barwnego jedwabiu, zwielokrotniony w lustrze. Na plafonie wymalowano wielką rękę trzymającą pioruny: raczej nie był to bóg ojciec, lecz ktoś z nas, ludzi, grożących naturze i samym sobie.

obraz magdaleny karpinskiej

"Waza 1". Zdjęcie: Jędrzej Sokołowski

Na kolejnych wystawach tkanina przenika się z malarstwem. Jedwabie coraz częściej przypominają żywe stworzenia uciekające z obrębu tkaniny, wypełzające z materiału kolorowymi mackami. Jak na wystawie „Woal” w BWA Bydgoszcz, gdzie na podłodze leżały poduszki z dziesiątkami nitek – długich łapek. Zza rozdartych tkanin wystawały czarne ścianki, a ziejące w nich dziury odsłaniały obrazy artystki. Zwielokrotnienie kolejnych warstw, odbić tworzyło iluzje rzeczywistości.

obraz magdaleny karpinskiej

"Pożar w ogrodzie Petrykozy". Zdjęcie: dzięki uprzejmości pracowni Magdaleny Karpińskiej

– Praca ze światłem, prześwitywaniem, a nawet ruchem daje morze możliwości. Lubię myśleć o wystawie solowej całościowo. Kiedyś tak się słuchało płyt CD. Utwory były ułożone w konkretnej kolejności: początek, rozwinięcie, zakończenie. Trzeba było poświęcić godzinkę na pierwsze odsłuchanie, żeby coś z tego zrozumieć. Nie przepadam za podejściem shuffle – mówi Karpińska, a jej ostatnie wystawy rzeczywiście dowodzą przekraczania podziałów na formy i treści.

W rozmowie cytuje reżyserkę Nowej Fali Agnès Vardę: „Kiedy ludzie się otwierają na innych, pokazują swój wewnętrzny pejzaż”. Francuzka dodawała, że w niej jest plaża. A jaki pejzaż nosi w sobie polska malarka? Plażę, las czy stary, zdziczały ogród? Tego jeszcze do końca nie wiadomo, ale z pewnością jest w tym krajobrazie człowiek o zmierzchu, a ulubione nokturny artystki kontrastują z mocnymi plamami koloru.

Artykuł pochodzi z najnowszego wydania magazynu AD Polska.


Czytaj więcej