AD: Współczesne amerykańskie wnętrze to…?
JM: Kwestia skali. Wszystko w Ameryce jest na większą skalę, bo i domy są większe, zróżnicowane pod względem architektury. Mój własny styl jest bardziej europejski, a konkretniej – bardziej angielski.
AD: Wpłynęły na to Twoje doświadczenia z czasów studiów?
JM: Zdecydowanie. Miejsce, w którym się żyje w wieku dwudziestu kilku lat, kształtuje styl projektowania. Przez trzy, cztery lata mieszkałem w Paryżu, przez siedem w Londynie. Cała moja dwudziestka to silne wpływy europejskie zaznaczające się w kolorach, fakturach, ale przede wszystkim właśnie w skali. W Europie proporcje są mniejsze.
AD: I często pracujemy na istniejących strukturach – odnawiamy, przekształcamy…
JM: Właśnie. U nas jest dużo ziemi i wszystko jest nowe. Ale mam nadzieję, że zaczniemy budować z myślą o trwałości. Amerykanie nie mają oporów, by zburzyć dom i postawić nowy. Ja za tym nie przepadam. W ciekawym miejscu można dostosować stare do nowych potrzeb. Z punktu widzenia ekologii to ogromna oszczędność – nie burzyć, a przekształcać.
JEFFREYA ALLANA MARKSA spotkaliśmy na największych amerykańskich targach meblarskich w High Point. Zdjęcie: Carlos Sanjuan.
AD: Pracujesz na obu wybrzeżach. Jak według Ciebie regionalne tożsamości wpływają na kształt amerykańskich domów?
JM: Wschodnie Wybrzeże jest bardziej tradycyjne. Spędziłem tam kilka lat i właśnie wróciłem, stwierdziwszy, że to nie dla mnie. Domy są tam równie duże jak na Zachodzie, ale ludzie często dekorują je tak jak ich rodzice. W Kalifornii styl jest bardziej indywidualny, panuje większa swoboda twórcza. Wielcy amerykańscy projektanci, którzy wypracowali tutejszy styl: Michael Taylor, Frances Elkins, John Dickinson, pochodzili z San Francisco. Ich kreatywność nadal jest tu obecna.
AD: Twoja nowa książka „This is Home” zgłębia pojęcie domu. Jaką myśl chciałeś przekazać czytelnikom?
JM: Wszyscy dużo się przemieszczaliśmy w pandemii i po niej. To zrozumiałe. Nasi rodzice tego nie robili, ale dzisiejsze pokolenie chce próbować, testować, przeprowadzać się. Moja książka pokazuje 10 sposobów rozumienia słowa „dom”. Chodzi o interpretację wizji mieszkańców – wzbogaconą o mój styl, którego jednak nie narzucam. Nikt nie chce wejść do domu i od razu powiedzieć: „Aha, to robił Jeffrey Alan Marks”. Lepiej, gdy zauważy: „To ciekawe, to inne, to pomysłowe”. Za każdym razem wymyślam koło na nowo. Książka to celebracja 30 lat mojej pracy zawodowej i drogi, którą przeszedłem.
AD: Współpracowałeś z celebrytami. Możesz podzielić się jakimiś zapadającymi w pamięć doświadczeniami?
JM: Już tak często z nimi nie pracuję. To specyficzna grupa. Chcą wszystko mieć za darmo i natychmiast. Nie mają oporów. A przecież nie chodzi o wypożyczenie sukni na galę, tylko o dom. Wolę teraz pracować z ludźmi, którzy naprawdę napędzają branżę – szefami wytwórni filmowych, producentami.
AD: Jak widzisz przyszłość projektowania wnętrz w kontekście rosnącej roli sztucznej inteligencji?
JM: Trochę się od tego dystansuję. Nie korzystam z AI w moim studiu, ale wiem, że mnie dogoni. Młodsze pokolenie na pewno będzie używać tych narzędzi. Myślę, że ludzie będą coraz rzadziej nas zatrudniać. Po prostu nie będą musieli. Internet daje ogromne możliwości, a targi takie jak High Point inspirują. Pozostaje to wszystko przefiltrować i wybrać rzeczy, które naprawdę coś znaczą.
AD: To nie najlepsza prognoza dla naszego zawodu.
JM: Brzmi to okrutnie, ale taka jest nowa rzeczywistość. Dla mnie to chwila, by powoli się wycofywać. Jeszcze 10 lat pracy, a potem – plaża, pies i dziecko. Biorę tylko trzy, cztery projekty rocznie, ale realizuję je od podstaw: od architektury po dodatki. Kiedy na budowie patrzę, jak powstaje szkielet domu, już wiem, gdzie będą abażury. W przyszłości pracować w ten sposób będzie się już chyba rzadko.
AD: Występowałeś w „Million Dollar Decorators”. Czy projektowanie dla telewizji różniło się od codziennej pracy?
JM: Niczym się nie różniło. Kamera po prostu za mną chodziła. Pokazywali to, co naprawdę robiłem. Oczywiście był scenariusz, wycinano więc część materiału, która nie pasowała do konkretnej historii czy linii narracyjnej.
AD: Jaką radę dałbyś początkującym projektantom wnętrz?
JM: Szanujcie siebie, swój gust i styl. Nie pozwólcie klientowi, żeby was zdominował. Zaufanie między projektantem a klientem jest kluczowe. Czasem trafiają się trudni, apodyktyczni inwestorzy. Trzeba wtedy powiedzieć: „To jest moja firma, mój sposób pracy” i tego się trzymać. Słuchajcie intuicji. Wybierajcie projekty, które mają sens zarówno dla was, jak i dla klienta. Pieniądze są ważne, ale to zawód kreatywny i nie można tej kreatywności tłumić.
AD: Łatwo powiedzieć, gdy ma się tak długie doświadczenie.
JM: Zdecydowanie. Ale na początku sam wziąłem kilka zleceń, które…
AD: …podpisałbyś się pod nimi teraz, po tych 30 latach?
JM: Nie, absolutnie nie. Czasem zakochiwałem się w domu, w lokalizacji, choć wiedziałem, że z klientem nie nadajemy na tych samych falach. To się zawsze źle kończyło. Trzeba słuchać swojego wewnętrznego głosu. Nie chodzi o prestiż, publikację czy pieniądze. Życie to coś więcej. I jeszcze jedno – jeśli podczas godzinnego spotkania gospodarze nie zaproponują wam wody, herbaty czy kawy, wyjdźcie. To nie są dobrzy ludzie.
DOM „LAKE LAGUNITAS” nad jeziorem o tej nazwie w Kalifornii. Bazą projektu były żyrandol z nowojorskiego sklepu The Lucca Antiques i zabytkowa sekretera. Zdjęcie: José Manuel Alorda.
KSIĄŻKA „THIS IS HOME” Jeffreya Allana Marksa została wydana przez Rizzoli (2025). Zdjęcie: Rizzoli.
Zobacz także:
Zamek Łeba – ponad stuletni kurort przeszedł gruntowną rewitalizację
Nowy salon Saint Laurent w Paryżu. Minimalistyczne wnętrza pełne ikonicznego designu
Hans Wegner, absolutna legenda duńskiego designu będzie mieć swoje muzeum