Johan Fink i Jessie Weiß w swoim nowym domu w Berlinie. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
Wyboista droga do wymarzonego domu
„ Budowa domu bez rozwodu?” to nazwa podcastu, w którym para dokumentuje powstawanie wymarzonego domu. Są dowcipni i brutalnie szczerzy. Zaczyna się od kupna domu, którego nigdy wcześniej nie oglądali, wydarza się też inwazja korników, która skutkuje całkowitym wyburzeniem, a później następuje planowanie i projektowanie nowego, wymarzonego lokum od zera. Para doświadczyła każdej możliwej katastrofy. Jednak było warto. Rezultatem jest pełen dziennego światła dom z przestronnym ogrodem i idealnie dopracowanym kolorystycznie wnętrzem. Na niedawno ukończonym tarasie z widokiem na basen Johan i Jessie opowiedzieli nam wszystko ze szczegółami.
Jeden z dwóch pokoi dziennych. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
AD: Jessie, Johan, cztery lata temu byliście częścią naszej serii #thirtysomething, co się zmieniło od tego czasu?
Jessie: Myślę, że wszystko. Wtedy wciąż myśleliśmy, że mieszkanie w Prenzlauer Berg będzie naszym domem na zawsze. Potem przyszła pandemia, narodziny naszego trzeciego dziecka, a potem szybko zdaliśmy sobie sprawę, że chcemy oddalić się od zgiełku miasta i mieć dom z ogrodem. Zapragnęliśmy wyjść na zewnątrz i nie musieć zawsze pakować wszystkich rzeczy, aby iść na plac zabaw. Przy trójce dzieci zmienia się perspektywa.
AD: Jakiego rodzaju nieruchomości szukaliście?
Jessie: Zawsze szukaliśmy domu z potencjałem. Chcieliśmy go wyremontować i ewentualnie przebudować, ponieważ zawsze mamy własne pomysły.
Johan: Początkowo zadawałem sobie pytanie: czy naprawdę chcemy to zrobić. Rozmawialiśmy o tym w samochodzie po obejrzeniu pierwszego domu. Pomyślałem sobie wtedy: mimo wszystko jestem bardziej miejskim typem. Jessie przez długi czas obwiniała mnie za to, że nie udało nam się kupić pierwszego domu, ponieważ się zawahaliśmy. Kiedy zgromadziliśmy więcej środków, zaczęliśmy ponowne poszukiwania.
Jessie: I to było bardzo frustrujące, bardzo frustrujące.
AD: Jak wiele domów oglądaliście?
Jessie: Bardzo dużo. Czasami nawet nie udawało nam się umówić na oglądanie. Po pandemii wszyscy nagle zapragnęli domu z ogrodem i schodziły one na pniu.
"Zdecydowaliśmy się na półokrągłe okna na parterze; nie chcieliśmy, aby bryła wyglądała jak pudełko po butach". Zdjęcie: Marzena Skubatz.
AD: Jakie były wasze kryteria?
Jessie: Przede wszystkim wielkość. Ważne było dla nas, aby każde dziecko miało swój pokój. Ogród również był obowiązkowy. Nie zależało nam na jakimś określonym stylu budynku – wiedzieliśmy, że będziemy chcieli wszystko zmieniać. Oczywiście byłoby miło znaleźć coś, w czym zakochalibyśmy się od razu, ale nigdy tak się nie wydarzyło..
AD: W końcu wzięliście udział w licytacji komorniczej i odnieśliście sukces. Jak wpadłeś na pomysł, żeby tak kupować dom?
Jessie: Zdaliśmy sobie sprawę, że po prostu nie było innej opcji i ją wypróbowaliśmy. Uznaliśmy, że lokalizacja i wielkość działki są świetne, a ponadto istnieje możliwość rozbudowy domu.
AD: Czy oglądaliście go wcześniej?
Jessie: Nie, przynajmniej nie od środka. Musieliśmy i tak go wyremontować, więc nie było to dla nas takie ważne.
AD: Podjęliście ryzyko...
Johan: Po aukcji pojechaliśmy do domu i zastanawialiśmy się, co właśnie zrobiliśmy (oboje się śmieją). Właściwie mieliśmy się tylko zorientować, aby zobaczyć, jak przebiega taka licytacja. A faktycznie kupiliśmy dom.
AD: Jak wygląda w Niemczech taka licytacja?
Jessie: Tak, jak to sobie wyobrażaliśmy. Wszyscy siadają w rzędach i otrzymują numery. Trzeba też wpłacić 10 procent szacowanej wartości, w formie czeku lub przelewu bankowego. Kiedy podpijasz w trakcie licytacji podnosisz swój numer do góry. Nikt nie licytował przez pierwsze dziesięć minut, co było zabawne.
Johan: Licytacja trwa pół godziny i na początku wszyscy są bardzo zrelaksowani, a potem się zaczyna.
AD: Było ciasno?
Jessie: Na początku tak. Ostatecznie w wyścigu pozostały tylko trzy osoby, ale później okazało się, że w pomieszczeniu było też wielu widzów. Co zabawne, byli tam nawet sąsiedzi.
Kręte schody są centralnym elementem mieszkania i zostały wymyślone przez Jessie, zanim jeszcze dom został zbudowany. W jadalni krzesła Cassina otaczają "Epic Dining Table" firmy Gubi, a nad nim unosi się lampa Bocci. Zdjecie: Marzena Skubatz.
AD: Jak to było – wejść do tego domu po raz pierwszy?
Jessie: Cóż, przede wszystkim zajęło nam to trochę czasu, zanim w ogóle weszliśmy do środka. Właścicielka nie chciała nas wpuścić, mimo że już tam nie mieszkała. Prawdopodobnie dom został sprzedany w taki sposób, bo doszło do sporu rodzinnego.
Johan: Uzyskaliśmy dostęp dopiero cztery tygodnie później. Oczywiście chcieliśmy dostać się do mieszkania tak szybko, jak to możliwe, aby przygotować plan i dostać pożyczkę na remont. Byliśmy pod presją czasu, to było bardzo stresujące.
AD: W jakim stanie był dom?
Jessie: Zadowalającym. Jeden sufit trochę się zawalił (śmiech), ale to był tylko sufit podwieszany. Miał ładne schody, był mały i kompaktowy. Był też stary.
Johan: Zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, że będziemy musieli całkowicie wyremontować jego wnętrze.
Nie, to nie jest kuchnia – ludzie z dziećmi będą wiedzieć: ‚przedpokój do usuwania błota”. Praktyczne miejsce dla pięcioosobowej rodziny. Kiedy dzieci wracają do domu, zdejmuje się tu zapiaszczone buty i myje ręce. Fronty pochodzą z Plum Living, marmurowy blat wykonano z Calacatta Viola. Grafika: B.D. Graft. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
AD: Dlaczego nie kontynuowaliście przebudowy? Co się stało?
Jessie: Po zbadaniu dachu odkryto korniki. Stosunkowo szybko okazało się, że można było pozostawić tylko ściany na parterze.
Johan: Więc w końcu musieliśmy podjąć decyzję: Możemy zachować wilgotną piwnicę i parter, ale również bez stropu (śmiech) i prawdopodobnie będzie to droższe niż budowanie od nowa.
AD: Koszmarny scenariusz! Jak poradziliście sobie z tą decyzją, skoro nowa budowa nie wchodziła w grę?
Jessie: Cóż, to była trudna decyzja.
Johan: Po prostu kochaliśmy ten dom z czerwonym mansardowym dachem. Decyzja została jednak oczywista, gdy powiedziano nam, że pozostawienie go w takim stanie byłoby znacznie droższe.
Jessie: Mnie zajęło to trochę więcej czasu. Było to dla mnie smutne, ponieważ od początku wierzyłam w ten projekt. Poza tym łatwiej jest przeprojektować istniejący dom niż przemyśleć wszystko od zera.
AD: Jak poradziliście sobie z czystą kartą?
Jessie: Początkowo zastanowiliśmy się nad tym, jakie domy nam się podobają. Na początku chcieliśmy mieć klasyczny dach, ale potem zabrakło nam pieniędzy. (śmiech) Myślę, że teraz jest o wiele ładniej. Z perspektywy czasu cieszę się, że tego nie zrobiliśmy. Dało nam to możliwość zainstalowania paneli słonecznych. Zdecydowanie też nie chcieliśmy mieć "białego pudełka po butach" jak wszyscy. Stwierdziliśmy, że to trochę bezduszne. Staraliśmy się, aby nowy budynek przynajmniej wyglądał, jakby istniał już od jakiegoś czasu. Okrągłe łuki również były dla mnie ważne.
Pokój dziecięcy córki Cleo z designerskimi meblami w formacie mini. Tapeta: Jimmy Cricket, lampa sufitowa: Georges. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
AD: Które biuro architektoniczne Was wspierało?
Jessie: Kristina Wiese. Młode biuro z Berlina, od samego początku mieliśmy zbliżoną estetykę.
AD: Czy dawaliście dużo wskazówek?
Jessie: Tak! Zawsze miałam bardzo jasną wizję na to, jak chcę, żeby wyglądał nasz dom. Pokazywałam wszystkie moje rozrysowane projekty.
Johan: Na początku ustaliliśmy, że najpierw zaplanujemy nasz wymarzony dom, a następnie sprawdzimy, co można zrealizować, uwzględniając przepisy budowlane, rozkład działki i nasz budżet.
Jessie: Wykonawcy na początku nie rozumieli naszej wizji, ponieważ nic w tym domu nie jest standardowe. Musieliśmy ich długo przekonywać. (śmiech) Podstawowy kształt, tak jak go kiedyś narysowaliśmy, pozostał bez zmian.
W głównej łazience zdecydowano się na wannę i umywalkę od Vallone. Fotel pochodzi z Fermliving, stołek z Another June Vintage, lampa sufitowa: New Tendency, lampa ścienna: Westwing. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
AD: Co było dla Was ważne?
Jessie: Przede wszystkim myśleliśmy o tym, jaką jesteśmy rodziną. Mamy trójkę małych dzieci. Całość musiała być po prostu funkcjonalna.
AD: Macie duży przedpokój, myślicie bardzo praktycznie ...
Jessie: Kiedy dzieci wracają do domu, muszą zdjąć buty i umyć ręce. Pokój jest zawsze pełen piasku, więc zdecydowaliśmy się na podłogę z trawertynu.
Johan: Niektórzy widząc to pomieszczenie pytali, po co nam druga kuchnia. To odróżnia ludzi, którzy mają dzieci od tych, którzy ich nie mają.
AD: Co jeszcze było dla Was ważne podczas projektowania domu, w którym będą mieszkały dzieci?
Jessie: Oddzielna mała łazienka dla dzieci, pokój zabaw w piwnicy, odpowiednie rozplanowanie ogrodu, zsyp na pranie i pralnia. Coś jeszcze, Johan?
Johan: Chciałbym jeszcze raz wspomnieć o zsypie na pranie. Za każdym razem, gdy przed nim stoję, jestem szczęśliwy.
Jessie: Niestety przy dzieciach nie da się uniknąć plam. Jedyne, czego nie wolno im robić, to jeść na jasnej sofie!
Johan: Na początku zadaliśmy sobie pytanie, czy chcemy mebli, które uważamy za piękne, czy też takich, które są bardziej praktyczne. Zdecydowaliśmy się na te pierwsze.
Jessie: Wszystko jest tymczasowe.
W drugim salonie Jessie Weiß połączyła sofę Edra z parą foteli Ligne Roset. Stolik kawowy pochodzi od Westwing, a lampa podłogowa jest z Vitry. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
AD: Uszkodzenia spowodowane wodą, pleśń... słuchając podcastu, łatwo się przestraszyć. Mieliście mnóstwo wyzwań podczas budowy. Co się wydarzyło po drodze?
Jessie: Tak, stanęliśmy przed chyba wszystkimi problemami, jakie można sobie wyobrazić. Zaczęło się od tego, że mieliśmy opóźnienia na budowie, ponieważ wody gruntowe były bardzo wysokie i wykop musiał być osuszany przez półtora miesiąca. To była absolutna katastrofa. Nie pamiętam już wszystkich problemów. Dobrze, że zawsze rozmawialiśmy o tym w podcaście, to było dla nas jak terapia. Myślę, że największym problemem było to, że w domu pracowało tak wiele różnych ekip. Zerwał z nami umowę elektryk, a po otynkowaniu ścian wszędzie wyszła pleśń. W pewnym momencie po prostu sami przejęliśmy zarządzanie budową, co jest bardzo trudne dla laika. Codziennie byliśmy na budowie, to był stresujący czas, a koszty wciąż rosły.
Johan: W pewnym momencie okazało się również, że rok 2023 był historycznie najgorszym rokiem dla budownictwa: pandemia, wojna, inflacja, brak surowców.
AD: Jak udawało się Wam utrzymać na powierzchni?
Jessie: Jesteś już tak daleko w procesie, że nie możesz się poddać. Wiedziałam, że jeśli teraz się poddamy, to budowa się zatrzyma, a to wszystko będzie kosztowało dużo więcej pieniędzy.
AD: Czy byliście pod presją czasu?
Johan: Chcieliśmy się wprowadzić, gdy nasz syn zacznie uczyć się w szkole, która znajduje się tuż za rogiem, ale ostatecznie nam się to nie udało. Dojeżdżaliśmy z nim przez dziewięć miesięcy.
AD: We wstępie do podcastu pojawia się hasło „Jak zbudować dom bez rozwodu". Jak sobie z tym poradziliście? Siedzicie tu razem.
Johan: Tak, było blisko. Mogło potoczyć się znacznie gorzej (śmiech).
Jessie: Tak, wisielczy humor bardzo nam pomógł. I oczywiście fakt, że znamy się od tak dawna. To naprawdę najważniejsze, że znamy się jak zły szeląg. Mamy trójkę dzieci i jesteśmy razem od prawie 18 lat. Oczywiście czasami druga osoba jest irytująca. Cały czas trzeba podejmować decyzje, a nie zawsze ma się takie samo zdanie na każdy temat.
Kwarcyt "Fusion Wow" firmy Marmorcenter idealnie komponuje się z zielenią drzew na zewnątrz. Kuchnia od Reform, stołki: &Tradition. Zdjęcie: Marzena Skubatz.
Johan: Trochę za dużo myślimy...
Jessie: Ale staliśmy się też profesjonalistami w wielu dziedzinach. Kiedy tak mocno w czymś siedzisz, w pewnym momencie od razu rozpoznajesz, że coś nie działa dobrze. W pewnym momencie koordynowałem wszystkich ludzi na budowie, ponieważ naprawdę wiedziałam, o czym mówię.
AD: Kto decydował w sprawie wnętrz?
Johan (śmiech): Spójrzmy prawdzie w oczy. Jessie!
Jessie: Bardzo trudno jest mi od odejść od mojej wizji. Jestem tak do niej przywiązana, że myślę, że muszę po prostu zainspirować innych moją euforią.
AD: Jak wyglądało planowanie? Pokazywałaś wiele projektów na swoim profilu na Instagramie.
Jessie: Tak, zrobiłam wiele moodboardów, szukałam też inspiracji na Instagramie. Jeździłam na targi do Kopenhagi i Mediolanu. Materiały były dla nas bardzo ważne. Zwłaszcza kwarcyt w kuchni, którego znalezienie zajęło nam dużo czasu.
AD: Od początku mieliście o tym kolorze?
Jessie: W otwartej części dziennej postawiliśmy na kamień w kuchni. Dlatego na przykład krzesła są zielone. A potem wszystko wokół stopniowo ewoluowało. Bardzo lubię naturalne materiały, dlatego kamień można znaleźć niemal w całym domu.
AD: Czy zabraliście ze sobą jakieś meble ze starego mieszkania?
Jessie: Nie za wiele – trochę z pokoju dziecięcego, nasze łóżko i inne drobne przedmioty.
Johan: Wiele rzeczy już nie pasowało. Kanapa, którą mieliśmy w mieszkaniu, była zdecydowanie za mała do tego domu. Z kolei regały o wiele za wysokie.
Wymarzony widok na słoneczny salon i basen wśród zieleni. Sofa: Objects of our time, fotel: Cassina, duży obraz jest autorstwa Beatriz Morales.Zdjecie: Marzena Skubatz
AD: Czy uważasz, że Twój styl znów się zmienił?
Jessie: Tak, na pewno.
Johan: Oczywiście, zawsze starasz się zrobić coś innego. Plan w kuchni był trudny do zrealizowania. Kuchnia w naszym starym mieszkaniu podobała nam się tak bardzo, że chcieliśmy ją odtworzyć w nowym domu, co było wyzwaniem.
AD: Czy zrobilibyście wszystko dokładnie tak samo jeszcze raz?
Jessie: Jeśli spojrzeć na rezultat, to tak. Ponieważ to jest spełnienie marzenia.
Johan: Chciałbym osiągnąć taki sam rezultat, ale myślę, że wybrałbym inną ścieżkę.
AD: Więc stworzyliście swój wymarzony dom?
Jessie: Tak, zdecydowanie. Wszystko jest bardzo dobrze przemyślane pod kątem codziennego życia rodzinnego. Cała nieruchomość jest po prostu idealna, zawsze czuję się tu trochę jak na wakacjach.
Johan: Nie zmieniłbym absolutnie niczego w tym domu.
Jessie: Czasami muszę się uszczypnąć, myśląc o tym, jakie mamy szczęście.
AD: Jakiej rady udzieliłbyś innym parom, które planują coś takiego?
Johan: Uzbrój się w cierpliwość! Budowa domu była najbardziej stresującą, nerwową i kosztowną rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiliśmy. Związek musi w takim okresie działać na 100 procent.
Ostatnie promienie słońca padają na taras. Krzesła: Dedon. Zdekcie: Marzena Skubatz
Artykuł oryginalnie ukazał się na stronie AD Germany
Autor: Mailin Sophie Zieser