Czy kobiety muszą być nagie, żeby się dostać do The Met?
Gdy w roku 1971 Linda Nochlin opublikowała swój słynny esej „Dlaczego nie było wielkich artystek?”, niewygodnymi stwierdzeniami na temat (nie)równości płci w sztuce wywołała powszechną dyskusję. Bezlitośnie punktowała ograniczenia kulturowe, instytucjonalne i edukacyjne oraz bariery społeczne, wynikające z tradycyjnego podziału ról płciowych. Rozprawiła się też z mitem geniusza; samorodnego talentu, który przebije się mimo przeszkód.
Gdy na przestrzeni wieków powstawały kolejne hagiografie wielkich malarzy, prace wielkich malarek pokrywały się kurzem w magazynach. O ile w ogóle do nich trafiły. Griselda Pollock i Rozsika Parker pogłębiły temat w „Old Mistresses: Women, Art and Ideology”. Stwierdziły, że o ile dawniej kobiety sporadycznie pojawiały się w tekstach z dziedziny historii sztuki (Sofonisbę Anguissolę wspomina w „Żywotach...” Giorgio Vasari), o tyle w wieku XIX, w miarę nasilającej się emancypacji, były z nich świadomie wymazywane.
Oliwy do ognia dolał feministyczny kolektyw twórczy Guerrilla Girls. W roku 1989 artystki – publicznie występujące w maskach goryli – udały się do Metropolitan Museum of Art. Wizyta zaowocowała druzgocącym podsumowaniem, które zawarły na plakacie z napisem: „Czy kobiety muszą być nagie, żeby się dostać do The Met?”. Główną postacią była ubrana tylko w maskę goryla „Wielka odaliska” Ingresa, a w oczy biły liczby: „Mniej niż 5 procent artystów w galeriach sztuki współczesnej to kobiety, ale 85 procent aktów jest kobiecych”. Praca ozdobiła miejskie autobusy w Nowym Jorku.
Feministyczna historia sztuki oczywiście nie sprowadza się do tych kilku przykładów, ale ważne, że coraz więcej muzeów i galerii na nowo odkrywa artystki, honorując ich wkład w rozwój malarstwa wystawami. Kilka odbędzie się w tym roku. Na ich podstawie przygotowaliśmy subiektywny wybór pięciu malarek, o których jeszcze do niedawna nie wiedzieliśmy nic albo niewiele. To Hilma af Klint, Fede Galizia, Marianne von Werefkin, Laura Knight oraz Maria Anto.
Hilma af Klint, „Altarpiece, Group X, No. 1” (1915). Zdjęcie: The Moderna Museet, Sztokholm
Hilma af Klint
Hilma af Klint (1862–1944) długi czas pozostawała „artystką dla artystów”, działającą gdzieś w odległej, mrocznej Szwecji.
Szersza publiczność nie znała jej nieziemskich mandal, figur, lotosów i piramid, które – jak twierdziła – wykonała z polecenia siły wyższej. Praktykowała rodzaj transcendentnego spirytualizmu. Była też pionierką abstrakcji, zanim ten kierunek pokazali światu artyści z Rosji i Europy Zachodniej.
Hilma af Klint w pracowni. Zdjęcie: Gettyimages
Pierwszą nieprzedstawiającą serię af Klint stworzyła w 1906 roku. Wassily Kandinsky, którego uznaje się tu za prekursora, zaczął malować swoje abstrakcje pięć lat później. Malarka bezskutecznie próbowała znaleźć odbiorców. Niejako przewidziała, że na zrozumienie będzie musiała poczekać. Sama zastrzegła, by jej obrazy ujrzały światło dzienne dwadzieścia lat po jej śmierci.
Odkryto je stosunkowo niedawno. Punktem zwrotnym była retrospektywa artystki w nowojorskim Muzeum Guggenheima w 2018 roku. Odwiedziło ją ponad 600 tysięcy osób. W ubiegłym roku londyńskie Tate Modern zestawiło dzieła af Klint i giganta Pieta Mondriana. Teraz Kunstsammlung Nordrhein-Westfalen w Düsseldorfie po raz pierwszy w historii zaprezentuje mistrzowski dialog między Szwedką a Wassilym Kandinskim (16.03–11.08.2024).
Stopień, w jakim historia abstrakcji została oczyszczona z wkładu kobiet, jest dość przerażający – mówi Julia Voss, kuratorka wystawy „Hilma af Klint und Wassily Kandinsky. Träume von der Zukunft” (16.03–11.08.2024). Ale stary formalistyczny kanon abstrakcji to historia nie tylko marginalizacji kobiet, ale też mistycyzmu, sztuki ludowej czy artystów outsiderów. Prace af Klint domagają się, byśmy ponownie otworzyli drzwi do świata, który w systematyczny sposób czyniono niewidocznym – podkreśla.
Fede Galizia, „Judyta z głową Holofernesa”. Artystka wracała do tego tematu kilkukrotnie. Istnieją opinie, że jest to autoportret, na którym wcieliła się w postać Judyty. Zdjęcie: Palacio Real de La Granja de San Ildefonso, Segowia, Patrimonio Nacional
Fede Galizia
Ile wysokiej klasy dzieł leżało do tej pory w magazynach, pokazuje Arp Museum w Remagen koło Bonn. „Maestras. Malerinnen 1500– 1900” (25.02–16.06.2024) to jedna z pierwszych europejskich wystaw przekrojowo dokumentujących kobiecy wkład w historię malarstwa od średniowiecza po modernizm. Prace ponad pięćdziesięciu malarek, dotąd niewystawianych, wypożyczone z najważniejszych europejskich muzeów i kolekcji prywatnych zgromadzono we współpracy z Museo Nacional Thyssen-Bornemisza w Madrycie.
Głównym motywem wystawy jest obraz „Judyty z głową Holofernesa” autorstwa Fede Galizii (1578–1630). Działająca na przełomie XVI i XVII wieku artystka była w swoich czasach uważana za cudowne dziecko. Jej biblijne bohaterki wydają się przeniesieniem własnej osobowości pewnej siebie malarki na klasyczny temat, jak wspomniana Judyta, morderczyni broniąca rodzinnego miasta przed najeźdźcą.
Urodzona w Mediolanie Galizia rozwijała się pod wpływem manieryzmu lombardzkiego. W odróżnieniu od większości XVII-wiecznych malarzy łamała jednak tradycyjne zasady gatunkowe zdominowanego przez mężczyzn świata sztuki. Oprócz portretów, z których zasłynęła, mając za- ledwie dwanaście lat, oraz obrazów ołtarzowych w kościołach Mediolanu, bardzo wcześnie skupiła się na martwych naturach i stała się we Włoszech pionierką tego gatunku. Dziś te prace uderzają uwodzicielską, promienną paletą.
Marianne von Werefkin przez całe swoje burzliwe życie była znana z dużej swobody intelektualnej i otwartości na nowe idee. Zdjęcie: Gettyimages
Marianne von Werefkin
Inna prezentowana w Remagen artystka to Marianne von Werefkin (1860–1938), Rosjanka działająca w Monachium i Szwajcarii, którą się uważa za pionierkę niemieckiego ekspresjonizmu. Jej dzieła są obecnie bardzo poszukiwane na aukcjach, choć samą siebie malarka postrzegała jako mecenaskę i pośredniczkę w świecie sztuki.
Była wielką Europejką, zobaczyła kawał świata i prowadziła intensywny dialog z wpływowymi artystami swego pokolenia. Jeszcze w Rosji otrzymała pełne wsparcie i mogła wykorzystać talent. Ale to właśnie szeroki zakres jej działalności sprawiał, że wydawała się raczej częścią wielkiej idei awangardy niż jej siłą napędową. Tę ostatnią rolę mężczyźni chętnie przypisywali sobie, podczas gdy odgrywały ją kobiety – zaznacza Julia Wallner dyrektorka Arp Museum.
Autobiograficzny obraz Marianne von Werefkin „Tragische Stimmung” (1909) ilustruje „tragiczny nastrój” artystki w czasie, gdy poświęciła swoją karierę, aby „służyć wielkiej sztuce i talentowi” malarza Alexeja von Jawlensky’ego, z którym tworzyła burzliwy związek. Zdjęcie: Gettyimages
Werefkin zwana „rosyjskim Rembrandtem”, przekształciła swój styl pod wpływem podróży do Francji, gdzie zetknęła się z twórczością postimpresjonistów, nabistów i fowistów. Była „pełna rewolucyjnego ducha sprzeciwu wobec wszystkiego, co letnie i nieśmiałe”, jak usłyszymy w dokumencie „Lost Woman Art” (reż. Susanne Radelhof, 2021). W niezwykle zręczny sposób połączyła tamte fascynacje z inspiracjami zaczerpniętymi od Edvarda Muncha. Właśnie cechujący jej dzieła dramatyzm i dzikość barw przyciągają jak magnes, rozpalają i niepokoją. Nic dziwnego, skoro mówiła, że „sztuka to iskry powstające w wyniku starcia jednostki z życiem”.
Ruby Loftus skręcająca element broni - wojenny obraz Laury Knight z 1943 roku. Zdjęcie: Gettyimages
Laura Knight
Jeśli chodzi o iskrzące starcia z życiem, w czołówce jest Laura Knight (1877–1970). Mając trzynaście lat, została najmłodszą uczennicą w historii Nottingham School of Art, a potem lawina ruszyła: jako pierwsza artystka została w 1929 roku Damą Imperium Brytyjskiego; jako pierwsza artystka od XVIII wieku została w 1936 roku członkinią Akademii Królewskiej i (najprawdopodobniej) jako pierwsza w historii sztuki przedstawiła malującą artystkę w studiu z nagą modelką („Self Portrait with Nude”, 1913), w czasach gdy studentki sztuki musiały pracować z gipsowymi figurami zamiast modeli. Ale ona chciała robić to samo, co mężczyźni; twardo negocjowała stawki i warunki wystaw.
Laura Knight w pracowni. Zdjęcie: Gettyimages
Brawurowo meandrowała między gatunkami i tematami, od impresjonizmu po realizm: od obrazów cyrkowych, pejzaży nadmorskich klifów, portretów i aktów po realistyczne przedstawienia obu wojen, a nawet procesu w Norymberdze. Butnie oświadczyła: „Maluję dzisiaj!”, co oddawało niespożytą fascynację rzeczywistością. Być może właśnie owo „dzisiaj” spowodowało, że jej gwiazda zbladła, a obrazy niesłusznie bywają postrzegane jako „wczorajsze”. Ocenić to będzie można samemu na wystawie „Now You See Us: Women Artists in Britain 1520–1920” w londyńskiej Tate Modern (16.05–13.10.2024).
„Kobiety stawiające balon zaporowy” realistyczny obraz Laury Knight: żeńska służba pomocnicza w Royal Air Force podczas II wojny światowej (1943). Malarka pracowała na zlecenie brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa. Zdjęcie: Gettyimages
„Niezabity” (1974) Marii Anto. W metaforycznych obrazach pojawia się echo traumatycznego dzieciństwa w okupowanej Warszawie i ocalenia w drodze do obozu zagłady. Wyobraźnia artystki ucieka w magiczne krajobrazy z fantastycznymi postaciami, również zwierzęcymi. Zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii lokal_30 i rodzinie Marii Anto
Maria Anto
Na polskim gruncie również nie brakuje znakomitych malarek, które mimo wielkiego dorobku są doceniane tylko przez wąskie grono odbiorców. Przykładem może być Maria Anto, symbolistka i surrealistka. Choć przez kilka dekad była ważną postacią w polskim świecie sztuki, w nowym świetle zaprezentowano ją dopiero na przełomie 2017/2018 podczas retrospektywy w Zachęcie i w towarzyszącej temu wydarzeniu publikacji („Maria Anto”, wyd. Fundacja Lokal Sztuki / lokal_30 oraz Zachęta, Narodowa Galeria Sztuki, 2018). Kuratorzy podkreślali: „(…) chociaż w latach 60. i 70. w Polsce pojęcie feminizmu było obecne raczej marginalnie, swoją postawą artystka realizowała wiele postulatów tego nurtu. Była świadoma kwestii płci kulturowej i związanych z nią konsekwencji”.
Maria Anto w plenerze w Białowieży (fragment, 1968). Zdjęcie: dzięki uprzejmości galerii lokal_30 i rodzinie Marii Anto
Jej nazwisko warto przypomnieć choćby dlatego, że w tym roku mija sto lat od publikacji „Manifestu surrealizmu” André Bretona, a Maria Anto jest bardzo oryginalną przedstawicielką tego kierunku. Ostatnio jej prace prezentowano na wystawie „Sztuka widzenia. Nowosielski i inni” (Zamek Królewski w Warszawie), ale zdecydowanie warto poszukać ich samodzielnie w stałych kolekcjach muzealnych. Wciąż w tym zakresie jest wiele do odkrycia; historia kobiet w sztuce nie została jeszcze opowiedziana w całej złożoności.
Zobacz też koniecznie jakie programy wystaw proponują w tym roku muzea w Polsce:
- Wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie w 2024
- Wystawa Marii Prymaczenko w Muzeum nad Wisłą
- Muzeum Narodowe w Krakowie. Wystawy, których nie możesz przegapić w 2024
- Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Wystawy w 2024, które musisz zobaczyć
- Znamy datę otwarcia Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Zapowiedziano też wielką wystawę inauguracyjną