Z listy moich zachwytów, planów i nowych starych odkryć. Wybory redaktorki AD

Na moment przed sezonem wakacyjnym łapię się na tym, że album z poprzednich wakacji jeszcze nie powstał. Z półki nerwowo spogląda na mnie książka Zyty Rudzkiej „Ten się śmieje, kto ma zęby”, bo genialna, a jeszcze niedoczytana. W międzyczasie trochę już planuję rodzinny wyjazd do Holandii, a trochę też rozglądam się po mieszkaniu i jak co roku o tej porze, wdaję się w dyskusję z własnym balkonem. W naszym cyklu „Wybory redaktorek AD” dzielę się swoimi codziennostkami, wyliczam zaległości i samej sobie obiecuję je wszystkie nadrobić.

Z listy moich zachwytów, planów i nowych starych odkryć. Wybory redaktorki AD

W te wakacje Holandię będę odkrywać po raz drugi. Zdjęcie: Getty Images

"Ten się śmieje, kto ma zęby"

Już nie taka nowa książka Zyty Rudzkiej wpadła mi w końcu w ręce kilka dni temu. Do finału brakuje mi niecałe 30 stron, ale zachwyty nad tym tytułem podzielam od pierwszych połkniętych zdań. Zaczytuję się w historię Wery w każdej wolnej chwili i doglądam z bliska tych wszystkich autorskich operacji na języku. X lat temu odwiedzając forum studentów polonistyki, jednym z moich ulubionych wątków był ten nazwany: "A Ty co potrafisz zrobić z językiem?". Czytając "Ten się śmieje, kto ma zęby", wróciło do mnie to dawno już zapomniane pytanie. Dalej nie wiem, co potrafię ja, ale wiem na pewno, że Rudzka z językiem potrafi zrobić wszystko. 

Zyta Rudzka "Ten się śmieje, kto ma zęby", 2022. Wydawnictwo W.A.B.

Kolekcjonowanie chwil

Z każdym rokiem coraz bardziej doceniam wartość fotografii. Tej codziennej, zwyczajnej, czasem z kiepskim tłem, bałaganem na jednym z planów. A czasem wyjątkowej i w miejscach idealnych. Bohaterkami tych zdjęć są z reguły moje córki, w kadr często wchodzi też pies, a od kilku miesięcy także królik (właściwie króliczyca, która zasila już bardzo mocny, kobiecy skład naszej rodziny).

W kategorii zdjęć, te przywożone z wakacyjnych wypraw, są mi wyjątkowo bliskie i pierwsze w kolejce do albumu. Od kilku sezonów zawsze tworzę własne książki wspomnień w aplikacji „once upon”, do której przyciągnął mnie minimalistyczny design i kwadratowy format albumów. Nie znudziły mi się od kilku sezonów nic a nic. 

Spodobał mi się też pomysł wypatrzony na Instagramie marki, by fotografować rysunki i prace plastyczne dzieci. Od ponad roku tworzę więc dwa kolejne, dodatkowe foldery z co ciekawszymi artystycznymi pracami córek. Na liście projektów mam też album nostalgiczny  (kolejna inspiracja wychwycona na once upon), czyli sfotografowanie starych zdjęć, które gdzieś krążą w rodzinie luzem, a idealnie byłoby je mieć w albumie, takim jak pozostałe. 

Holandia po raz drugi

Pozostając w temacie zbliżających się wakacji, to wakacyjny plan z Holandią w roli głównej mam taki, żeby zajrzeć tam, gdzie za pierwszym razem chciałam, ale się nie udało (wybór destynacji z poczucia niedosytu). Teraz planuję zejść nieco z utartych szlaków turystycznych. Wybrać się na jeden z pchlich targów (kalendarzem targów holenderskich dzielę się poniżej, znalazłam profil, poświęcony im w całości, sami Holendrzy się nim zachwycają). Na liście mam też m.in.: zjeść śniadanie w piekarni louf (polecenia Holendrów, którzy louf w każdym zestawieniu kawiarniano-piekarnianym wymieniają bardzo wysoko), zajrzeć do kreatywnej przestrzeni ted., dosłownie rozpływającej się w kolorowym designie (to sklep i przestrzeń na wynajem w jednym). Poza tym, pisząc kiedyś o książce „Ach, zapach” Katarzyny Białousz i Anny Budyńskiej, poczułam się zainspirowana do spacerów zapachowych. 

Zobacz też: „Ach, zapach!”, czyli książka o nosie, którego nie doceniamy

Miasto Poznań 

W kwestii planów wyjazdowych, poczułam się ostatnio zaproszona do Poznania i to dwukrotnie. Po raz pierwszy, kiedy Miasto Poznań na swoim Instagramie udostępniło rolkę nakręconą w nawiązaniu do serialu „Emily w Paryżu". Chwilę później już odkrywałam instagramowy, miejski profil Poznania, a tam czekała na mnie druga rolka, sprzed roku, powstała wówczas w odpowiedzi na trend #wesandersontrend.

Pośród miejsc, które pokazano w filmikach, znalazły się perełki, których nawet poznaniacy jeszcze nie odkryli. Ruszyła lawina komentarzy z pytaniami o dokładne lokalizacje. Ta poznańska interpretacja powiedzenia "cudze chwalicie, swego nie znacie" zdecydowanie przypadła mi do gustu. Niezmiennie potrzeba mi takich bodźców, by przestać szukać daleko, kiedy tyle nowego czeka za rogiem. Wciąż mam w planach odkrywanie mojego Śląska, bo choć mieszkam tu od zawsze, to lista miejsc, które warto tu odwiedzić z roku na rok rośnie i rośnie. 

Lampy od polskiej marki nodi.studio 

Lampy od zawsze rzucają mi się w oczy, nawet kiedy jakoś specjalnie ich nie wypatruję. Dlatego odkąd Ania Marciniszyn do swojej oferty poza ceramiką użytkową, wprowadziła lampy, to przyglądam się marce Nodi Studio z jeszcze większą uwagą. Dla lampy Neso biało-czarnej z błękitnym kablem, szykuję już miejsce w salonie. 

Balkonowe historie na zakończenie

Balkonowe dylematy naskakują na mnie każdego roku mniej więcej o tej porze. I z każdym rokiem coraz mniej we mnie uczuć do własnego balkonu. W tym sezonie znów nieco naiwnie podjęłam rękawicę, by przestrzeń tę pozbawić kompleksów i... może faktycznie się udało? Wizualnie kondycję naszego balkonu podnosi od niedawna - oleander. Spore krzewisko wykluczyło mi z pola widzenia, to co wykluczyć chciałam. Oleander to stare odkrycie, wypatrzone gdzieś u kogoś na tarasie, ale już na własnym balkonie - nowość. Roślina jest piękna, taka, co na nią popatrzeć można, ale w bliższych relacjach - toksyczna, więc póki co podziwiam różowe kwiaty z pewną dozą nieufności. Tak czy inaczej, po moich raczej kiepskich przygodach z roślinami (nie mam w mieszkaniu już absolutnie żadnej), ten egzemplarz na balkonie naprawdę cieszy. 

 


Czytaj więcej