Projektant rzeczy różnych
Choć pochodzący z Altadeny w południowej Kalifornii Ben Willett tworzy meble dopiero od kilku lat, nie jest początkującym projektantem. Pierwszy rozdział jego kariery trwał prawie 20 lat. Willett (prosi, żeby tak się do niego zwracać) pracował wtedy jako dyrektor kreatywny. Projektował przestrzenie, doświadczenia i wydarzenia dla takich marek, jak Nike i The North Face. To dało mu bezcenną wiedzę. Uświadomił sobie, jak duży wpływ na użytkownika ma przestrzeń oraz że meble są jej kontynuacją, organicznym uzupełnieniem. I właśnie określenie „organiczny” można uznać za słowo klucz, ponieważ tworzone przez artystę obiekty mają przyjazne, łagodne, zaokrąglone kształty, są wykonane z ciepłego w dotyku drewna i takie też mają barwy. W bezszwowy sposób łączą inspiracje z przeszłości z nowoczesnym spojrzeniem. To „język projektowania, który oddaje hołd xx-wiecznemu modernizmowi”, czytamy na stronie marki Willett Space.
BEN WILLETT z krzesłami z kolekcji „Radi”, na którą składają się stół i krzesła z giętej sklejki z drewnianą okleiną. Zdjęcie: David William Baum.
FORMY MEBLI wpasowano w siebie perfekcyjnie jak puzzle. Zdjęcie: David William Baum.
Są takie… kalifornijskie. To pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy patrzę na te meble. Pytam więc ich twórcę, czy przeprowadzka z Brooklynu, z gwarnego i prawdopodobnie najbardziej kosmopolitycznego miasta świata do otoczonego zielenią domu w Los Angeles w jakikolwiek sposób zmieniła go jako projektanta. – Zdecydowanie – potwierdza. – Zawsze inspirował mnie tutejszy modernizm, a teraz, gdy żyję w jego otoczeniu, czuję się jego częścią. Każdego popołudnia z Los Angeles promieniuje ciepło, które przeniknęło do moich prac. Chcę, aby każde projektowane przeze mnie otoczenie było przytulne i zachęcające – dodaje.
Sztuka i inspiracje
Do Kalifornii Willett przeprowadził się podczas pandemii. Aby stworzyć dla rodziny „holistyczne środowisko życia”, zaprojektował nie tylko wnętrze swego domu, ale też część wyposażenia. Pytam więc o niezwykłą fuzję stylów, która charakteryzuje jego obiekty. Są bowiem dziećmi i współczesności, i połowy ubiegłego wieku. Oprócz stylu midcentury modern wyczuwam w nich „wibracje” rzeźb Constantina Brâncușiego, klimat Isamu Noguchiego.
– Zarówno Brâncuși, jak i Noguchi są świetnymi punktami odniesienia, obaj żartobliwi, swawolni – mówi Willett. Gdy artysta przestaje być dzieckiem, przestaje też być artystą, twierdził Noguchi. Willett mu przytakuje. – Zawsze trzeba mieć chęć odkrywania świata. Dzieci od urodzenia badają otoczenie, mają w sobie ciekawość. Myślę, że nigdy nie należy z niej rezygnować, bez względu na wiek – dodaje.
Jego meble, choć kojarzą się z klasyką powojennego dizajnu, zdradzają dziecięcą przekorę. Willett nie boi się wprowadzać do nich elementów humoru i zaskoczenia, co nadaje przedmiotom lekkości. Jego kredensy, krzesła czy fotele, rzeczy z założenia funkcjonalne, często pełnią rolę rzeźb, które jako centralne elementy we wnętrzu przyciągają uwagę. – Puszczasz do nas oko? – pytam. – Zdecydowanie. Nie uważam, że meble powinny być bardzo poważne – odpowiada.
„FLUOUS DAY BED” – obiekty Willetta często powstają z drewna, materiału dającego nieskończone możliwości. Zdjęcie: David William Baum.
„SIXONE ARMCHAIR” cechuje połączenie elegancji i funkcjonalności, z nutą humoru i nonszalancji. Zdjęcie: David William Baum.
Ulubionym materiałem projektanta jest drewno. Bo daje nieskończone możliwości i cechuje je nieskończone piękno. Oddaje ciepło otoczenia i harmonizuje ze środowiskiem naturalnym. Willetta zawsze inspirował Gerald Summers, brytyjski dizajner, który szczególnie lubił sklejkę. Innymi mistrzami są dla Amerykanina architekci: Myron Goldfinger (znany z monumentalnych, modernistycznych domów prywatnych) oraz Paul Rudolph (twórca brutalistycznych olbrzymów).
W dziedzinie architektury południowa Kalifornia zasłynęła po ii wojnie światowej programem Case Study Houses, w ramach którego, na zlecenie magazynu „Arts & Architecture”, zrealizowano w tym regionie 25 projektów dostępnych cenowo domów eksperymentalnych. Rozpoczęte w roku 1945 blisko 20-letni przedsięwzięcie, do którego zaproszono najwybitniejszych powojennych architektów, wpisało się na stałe w historię światowej architektury. Willett mówi, że projektując i meblując swój dom, w jakimś sensie chciał kontynuować tamte idee. Bardzo zainspirował go m.in architekt Pierre Koenig, twórca słynnego Case Study House #22, czyli The Stahl House.
Pytanie o lokalne dziedzictwo architektoniczne jest o tyle ważne, że obecnie projektant pracuje nad odbudową własnego domu, który spłonął w pożarze Eaton w styczniu tego roku. Podkreśla jednak, że mimo tego dramatu nie porzucił pracy dla swojej marki Willett Space. – Wkrótce pojawią się bardzo ekscytujące nowe meble, które będą rozszerzeniem obecnej kolekcji – zapowiada.
A czy istnieje coś takiego jak dizajn amerykański lub właśnie kalifornijski, pytam. A może granice całkiem się już zatarły? Willett odpowiada, że jego zdaniem istnieje dizajn narodowy, a nawet regionalny, ale granice we wzornictwie są płynne. Dzięki mediom społecznościowym i internetowi w ogóle możliwość dzielenia się innowacyjnymi pomysłami jest dziś zupełnie nieograniczona.
OBIEKTY WILLETTA przywołują elegancję modernizmu połowy ubiegłego wieku. Ich formy z łagodnymi krzywiznami (jak w krześle „Otto”), przyjazne, ale wyrafinowane, tworzą ciepłą atmosferę. Zdjęcie: David William Baum.
KREDENS „SHORTY” występuje w trzech wykończeniach. Ulubionym materiałem Willetta jest drewno. Zdjęcie: David William Baum.
CZARNE KRZESŁA „POPO” są wykonane z mdf z lakierowanym wykończeniem. Zdjęcie: David William Baum.
Zobacz także:
7 europejskich wystaw, które warto zobaczyć jeszcze przed końcem roku
„Niech nas widzą!” w Zamku Królewskim w Warszawie. Szykuje się kolejny wystawowy hit 2025?