Warszawskie mieszkanie architektki wnętrz – eksperymentalna przestrzeń pełen kreatywnych rozwiązań

Projektując swoje warszawskie gniazdko, architektka Karolina Krawczyk postanowiła przetestować nowe, nietypowe rozwiązania. Niespełna 60-metrowe mieszkanie stało się poligonem doświadczalnym, w którym wieloletnie doświadczenie w projektowaniu połączyło siły z ciekawością i świeżym spojrzeniem na osobisty komfort.

Zdjęcia Nate Cook
Warszawskie mieszkanie architektki wnętrz – eksperymentalna przestrzeń pełen kreatywnych rozwiązań

Projekt wnętrz: Karolina Krawczyk – KANDO ARCHITECTS; Zdjęcia: Nate Cook Photography

Wnętrze z nietypowymi rozwiązaniami

Nowe osiedle na warszawskim Mokotowie. Cicha okolica i sąsiedztwo klasycystycznego pałacu Królikarnia wygląda jak wymarzone miejsce na prywatny azyl. Takiego zdania jest też architektka Karolina Krawczyk, która urządziła tu dla siebie kawałek raju. – Wyciszona przestrzeń pomaga mi odpocząć. Pozwala kontemplować niuanse, które w rozbudowanej aranżacji mogłyby łatwo umknąć, takie jak ruchliwe promyki zachodzącego słońca – mówi współwłaścicielka pracowni KANDO ARCHITECTS.

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Wielu architektów wnętrz w prywatnych rozmowach zdradza, że ich własne mieszkania to projekty wiecznie nieukończone. Tu od początku miało być inaczej. Dlatego do wykończenia i wyposażenia niespełna 60-metrowej przestrzeni Karolina przystąpiła jak do pracy nad obszernymi apartamentami czy rozległymi willami, których wnętrza tworzy dla klientów. Azyl architektki miał wpisywać się w klimat wyrafinowanej prostoty – być wygodną do życia, minimalistyczną przestrzenią, która jednocześnie wpisuje się w estetyczne gusta swojej właścicielki. Z drugiej strony mieszkanie miało być poligonem doświadczalnym, gdzie architektka może dać upust swojej kreatywności i testować różne rozwiązania.

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Do tych najbardziej niecodziennych należą bez wątpienia fronty kuchenne wysunięte na dwa centymetry powyżej inii blatu. Zapobiegają przypadkowemu staczaniu się i zsuwaniu kuchennych przyborów. Pozwalają zrezygnować z uchwytów – aby je otworzyć, ujmuje się je od góry. Do tego zapewniają zabudowie bardzo uporządkowany wygląd. Ale nie są też pozbawione wad, których Karolina po empirycznych doświadczeniach nie będzie kryła przed swoimi klientami. Za bezuchwytowymi frontami kryją się także sprzęty jak ekspres do kawy, pralka i lodówka.

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Nietypowym rozwiązaniem, które we współczesnych kuchniach praktycznie nie występuje, ale które architektka postanowiła wypróbować, jest brak cofniętego cokołu. Rozwiązanie, które nie sprawdziłoby się w przypadku np. mężczyzny z dużą stopą, u Karoliny funkcjonuje doskonale. Cokołów nie ma zresztą w całym mieszkaniu. Wystarczy spojrzeć na styk ścian z podłogą. Dwie płaszczyzny rozdziela tu tylko wąska, 3-milimetrowa dylatacja. To rozwiązanie technologiczne, zapewniające prawidłową pracę materiałów na styku posadzki i ściany, jednocześnie zachowuje minimalistyczny charakter całości, a zarazem dodaje wnętrzu lekkości.

Atmosfera spokoju, którą emanuje wnętrze to zasługa doboru odpowiednich kolorów oraz materiałów. Chodzi tu jednak nie tylko o względy wizualne – dla przykładu mikrocement, który pokrywa wszystkie podłogi, sufity, ściany, a nawet drzwi jest przyjemnie surową w odbiorze i jednocześnie trwałą oraz łatwą w czyszczeniu powierzchnią. Żeby ścianę z tego materiału zabrudzić, trzeba się naprawdę postarać!

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

Zdjęcie: Nate Cook Photography 

 

Zobacz też:


Czytaj więcej