Droga do tej realizacji w niewielkiej wsi na Podlasiu zajęła półtorej dekady, a wiodła przez meksykański Tulum. – Kilkanaście lat temu razem z mężem podjęliśmy decyzję o zakupie domu na Mazurach. Szukaliśmy nieruchomości nad jeziorem, w spokojnej okolicy, koniecznie z linią brzegową i pięknym zadrzewieniem. Przez ponad rok oglądaliśmy różne oferty, jednak żadna nie spełniała naszych oczekiwań. W końcu wszystko to, czego szukaliśmy, znaleźliśmy nieoczekiwanie na Podlasiu – mówi Agata, właścicielka. Agentka nieruchomości poinformowała jednak parę, że 5-hektarowe siedlisko jest już w zasadzie sprzedane, gotowa umowa czeka tylko na podpisy, a próby przebicia oferty nie wchodzą w grę.
Trudności, zamiast zniechęcić, obudziły żyłkę detektywistyczną. – Razem z rodzicami zaczęliśmy intensywnie przeszukiwać internet, aby znaleźć bezpośredni kontakt do sprzedającego. Po wielu godzinach udało nam się wypatrzeć ten sam dom w innym serwisie ogłoszeniowym, tym razem w kategorii „ośrodki wypoczynkowe”, jako obiekt inwestycyjny. Zadzwoniliśmy pod podany numer telefonu i okazało się, że żadnych nabywców nie było i nie ma. Cała sprawa okazała się manipulacją agentki, która od lat próbowała zaniżyć cenę, by kupić tę działkę na własny użytek – relacjonuje pani domu.
Oboje z mężem zakochali się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Uznali, że jest nawet lepsze niż Mazury, już wtedy coraz intensywniej zabudowywane. Tu mieli dla siebie dużą przestrzeń, bezpośredni dostęp do jeziora i prywatność. Dodatkowym atutem okazało się samo położenie – działka znajduje się w otulinie parków krajobrazowych, a w okolicy obowiązuje strefa ciszy. Nie mogą jej zakłócać łodzie motorowe.
Para szybko sfinalizowała zakup, potem pośpiesznie wykonała w domu tylko drobne poprawki. Wszystko po to, aby jak najszybciej cieszyć się tym miejscem. I to nie w samotności. – Przez te wszystkie lata organizowaliśmy tam spotkania dla naszej rodziny i przyjaciół, zarówno dzieci, jak i dorosłych, a także niezliczone wydarzenia i warsztaty – mówi właścicielka. – Dom zawsze tętnił życiem, goście się zmieniali, ale atmosfera pozostawała niezmienna, pełna ciepła i radości – dodaje.
STOLIK KAWOWY służy ekspozycji obiektów ceramicznych, które balansują na granicy rzemiosła i rzeźby. To prace Marcina Kuberny (grôpk). Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
CIEPŁO NATURALNYCH MATERIAŁÓW i zróżnicowanych faktur skontrastowała surowość posadzki z mikrocementu. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
PLECIONKI przewijają się w całej aranżacji domu, nadają charakter meblom (Gubi) oraz lampom. Do motywów wikliniarskich nawiązują okładziny ścienne, formy regałów i słomiane zdobienia sufitów. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
Z KAWAŁKÓW PŁÓTNA i trzech palet brązów malarz Marcin Brodowski skomponował obraz zainspirowany letnim lasem. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
Z JAPONII I MEKSYKU
Agata, z wykształcenia psycholog, z zamiłowania do sztuki i wzornictwa realizuje różnorodne projekty artystyczne – od scenografii przez organizację wydarzeń aż po kreowanie wyjątkowych przestrzeni. Takich jak ten dom. Na jego gruntowną modernizację zdecydowała się w czasie pandemii. Skontaktowała się wtedy z architektem wnętrz z listy ad100 Moniką Goszcz, założycielką biura Goszcz Design, którą znała prywatnie. Doprowadziły do prawdziwej rewolucji w wyglądzie oraz funkcjonalności budynku. Właśnie wtedy szklanymi ścianami szeroko otworzył się on na otoczenie, a elewacje pokryło czarne drewno, opalane japońską techniką shou sugi ban. Naturalną, ale surową powierzchownością wtapia się w las otaczający dom.
Materiały harmonizujące z krajobrazem nadały nowy wyraz także wnętrzom, choć istotną rolę odegrały tu inspiracje przywiezione przez autorkę projektu wnętrza z Meksyku. – Zakochałam się w tamtejszych naturalnych tynkach i we wszechobecnym mikrocemencie. Był on stosowany dosłownie wszędzie – na ścianach, podłogach, sufitach – i wyglądał fenomenalnie. Uznałam, że idealnie sprawdziłby się w tym domu. Chciałam jednak uniknąć typowo meksykańskiej estetyki – podkreśla Goszcz. Wyważeniem tego, co odległe i bliskie, surowe i przytulne, chłodne i ciepłe, zajęła się jej pracownia.
Charakter w znacznej mierze nadaje wnętrzom drewno – gładkie na meblach użytkowych, rozrzeźbione na ścianach, głęboko fakturowane (przez czas, a nie rękę artysty) w kilku obiektach dekoracyjnych, jak ławeczka w jednym z korytarzy.
Do najbardziej interesujących rozwiązań należy słoma na suficie, układana skośnie pomiędzy belkami. To przeciwwaga dla mikrocementu, a zarazem twórcze odniesienie do tradycji regionu. Z naturalnych materiałów powstały także lampy, wykonane z drewna, bambusa, wikliny, ratanu, trawy. Większość z nich łączy funkcję oświetleniową oraz dekoracyjną, zwłaszcza gdy po zapaleniu rzucają na ściany i sufit malownicze cienie.
W aranżacji zaznacza się wyraźnie także miedź. W postaci blach pokrywa drzwi wejściowe, słupy konstrukcyjne, kominek. Jej odcień (jaśniejszy lub ciemniejszy) mają też liczne akcesoria – od drobnego sprzętu agd przez baterie łazienkowe i kuchenne oraz uchwyty meblowe aż po detale dekoracyjne. Miedziane są tu nawet sztućce. Dom na Podlasiu zapewnia szerokie widoki, bierze z krajobrazu wiele barw, materiałów i faktur, ale w twórczym dialogu przywołuje też odległe inspiracje. Oto dom autentycznie otwarty na otoczenie.
NA TRÓJNOGIEJ KONSOLI stanął relief „Eden” duetu Ladnini (Zuza Dzięgielewska i Marcin Ładny). Wazon wykonała ceramiczka Aneta Kocia. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
SCHODY NA PIĘTRO, prowadzące do pomieszczeń prywatnych, za sprawą oprawy i oświetlenia już od pierwszego stopnia nastrajają do relaksu. W tle, pod ścianą, kolejny obraz Marcina Brodowskiego. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
OTULONA TKANINAMI sypialnia właścicieli domu przywołuje wątki znane z parteru, ale surowość zamienia w miękkość. Na tle białego reliefowego dywanu stanęły wyplatane sznurkiem fotele marki Gubi. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
ŻŁOBKOWANIE kamiennej umywalki (Salvatori) z zaskakującą harmonią powtarza rytm oplotów abażura. Zdjęcie: TOMO YARMUSH. Stylizacja: ANNA SALAK.
Zobacz także:
Słoneczne mieszkanie w Gdańsku. Udany dialog starego z nowym