Reinkarnacja bez pompy – o twórczości Marka Bimera

„Wziąłem polny kamień, zalałem go żywicą i dodałem cienki drucik z kokardką. Ciężki kamień stał się balonem”. Artysta Marek Bimer opowiada o przedmiotach, które w jego rękach zmieniają znaczenie, o pracy z zamkniętymi oczami i o statuach polityków w przestrzeni publicznej. 

Autor Max Cegielski i Anna Zakrzewska

Reinkarnacja bez pompy – o twórczości Marka Bimera

„FEATHER”, czyli pióro, z aluminium, żywicy epoksydowej i włókna szklanego. Zdjęcie: Marek Bimer.

Całe życie obserwował artystów, oglądał sztukę, żył nią i ją kolekcjonował. Wychował się w artystycznym domu. Matka, Zofia Wolska, była cenioną rzeźbiarką, ostatnią uczennicą Xawerego Dunikowskiego. Ojczym, Tadeusz Łodziana, to uznany twórca, autor pomników i rzeźb nawiązujących do nurtu abstrakcji organicznej w duchu Henry`ego Moora, wieloletni dziekan Wydziału Rzeźby warszawskiej asp. Artystką była także nieżyjąca już żona Marka, Anna Bimer, znana malarka i rysowniczka. Razem zwiedzali wystawy na całym świecie, wspólnie też stworzyli przestrzeń w stolicy, skrzyżowanie loftu, galerii i pracowni w dawnym magazynie. W dużej, otwartej przestrzeni wiszą prace Anny, znajomych artystów, obok stoją rzeźby i obiekty świetlne Marka, a także przedmioty, które wspólnie z żoną kolekcjonowali przez całe życie. – Właśnie taki gigantyczny magazyn doświadczeń, przeżyć i emocji związanych ze sztuką był moim kapitałem. Wiele rzeczy bardzo mi ułatwił. A zarazem trochę utrudnił. Miałem tyle różnych pomysłów i tyloma różnymi ścieżkami chciałem pójść! Musiałem dokonać drastycznych wyborów, żeby wybrać własną drogę. Gdyby zestawić moje poprzednie prace z tym, co robię w tej chwili, można by uznać, że pochodzą od dwóch różnych twórców – stwierdza.

 

Marek Bimer MAREK BIMER, polski rzeźbiarz, grafik, projektant: „Kształt tego obiektu odnosi do płatka, skrzydła, wszelkiego rodzaju lekkości. To dla mnie symbol ulotności, płynności. Taki efekt chciałem uzyskać”. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Marek Bimer „SNIFFING” (Wąchanie), techniki mieszane. – To ready-made z czasu, kiedy brałem na warsztat gotowe przedmioty i zmieniałem ich znaczenia. Z bardzo starej gaśnicy zrobiłem zwierzątko, pieska na nóżkach – opowiada artysta. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Marek Bimer „FEMINNITY” (Kobiecość), biały marmur, żywica epoksydowa, włókno szklane, led. „Nie obrażam się, gdy ktoś nazywa te przedmioty lampami, ale ja raczej myślę o nich jako o obiektach, które mają wewnętrzne światło”. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

W 1989 roku ukończył Wydział Grafiki na asp, gdzie był uczniem prof. Haliny Chrostowskiej. Jak inne kreatywne osoby w niepewnym czasie transformacji ustrojowej zaczął od pracy w reklamie. – Współpracowaliśmy wtedy w gronie wybitnych ludzi. To było niesłychanie kreatywne zajęcie, dające pełną satysfakcję twórczą. W Polsce mieliśmy wtedy Dziki Zachód, zarówno po stronie agencji reklamowej, jak i po stronie klienta. I jedni, i drudzy nie mieli zielonego pojęcia, co robią, ale wszystkim zależało na tym, żeby tworzyć fajne rzeczy. Z czasem to się niestety zmieniło. Powiem może nieskromnie, ale po latach pracy na stanowiskach dyrektora artystycznego miałem spory dorobek, ogromną wiedzę i doświadczenie – nie tylko kreatywne, lecz także strategiczne. Kiedy to eldorado się skończyło, poczułem się zbędny – wspomina.

Przez lata zbierał lub kupował na targach staroci niepotrzebne już nikomu przedmioty, tworząc z nich nowe kształty i rzeźby. – Wziąłem polny kamień, zalałem go żywicą i dodałem cienki drucik z kokardką. Nagle głaz zyskał lekkość, stał się balonem – swoim przeciwieństwem. To był czas zabaw symbolicznych, anegdot i narracji w mojej sztuce – opowiada. W końcu zaczął jednak szukać samej formy rzeźbiarskiej, pracować w klasycznych materiałach, jak gips, glina i drewno, ostatnio także modelina. Uważa, że w działaniach artystycznych nie ma przymusu, obowiązku konsekwentnego stosowania stylu i metod działania. Dużo szkicuje, żeby zrobić rzeźbę, ale potrzebował także fizycznego kontaktu z samą materią, w którym sprawdza się dotyk ręki, a nie spojrzenie. – Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale dla mnie rzeźba jest najwybitniejszą ze sztuk. Dlaczego? Bo rzeźba żyje. Rzeźba nie funkcjonuje samodzielnie. Pada na nią światło, rzuca cień – mówi. 

Ubolewa, że w polskiej przestrzeni publicznej stawia się głównie realistyczne pomniki, zamiast abstrakcyjnych prac, grających z przestrzenią. Nowe podobizny i statuy polityków pokryte odchodami gołębi nie zyskują na wartości estetycznej. Podczas gdy obiekty z epoki PRL-u wciąż się bronią, mimo upływu czasu.

 

Marek Bimer „VENUS”, tusz na papierze, projekt rzeźby, która nie powstała. „Takie rysunki są niebywale precyzyjne i czasochłonne. To mój zen, czas odpoczynku” – mówi artysta. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Marek Bimer „SHE”, techniki mieszane, marmur. „Z kolorem poruszam się ostrożnie, ale będę się starał przełamywać te bariery i chcę mocno iść w kolor”. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Marek Bimer „NEWCOMER III”, czyli Przybysz. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Wiele prac Marka Bimera stoi więc w ogrodzie jego domu. Pod wpływem deszczu i słońca rdzewieją lub zielenieją jak starożytne posągi albo przykrywa je biel śniegu. Inaczej wyglądają w ciągu dnia, w słońcu, zupełnie inaczej o zmierzchu. Ostateczny szlif nadaje im sama przyroda, naturalne procesy, które wydobywają ze sztuki zaskakujące formy. 

Naturalną konsekwencją takiego podejścia do rzeźby i wielu eksperymentów stały się prace, które emanują wewnętrznym światłem. Dzięki nim Marek Bimer, po sukcesach w reklamie i w sztuce, stał się też znany w świecie projektantów. – To są czyste, białe formy, zrobione z żywicy i włókna szklanego. Traktuję je jako instalacje, jako obiekty, które mają podwójne życie. Jedno wtedy, kiedy świecą, i drugie, kiedy nie świecą. Dochodzę w tej chwili do takich prac, które są całkowicie pokryte patyną i świeci tylko ich delikatny kontur. Jakby to była rzeźba z metalu, z blikiem na krawędzi. Tylko u mnie to wycięta krawędź z wbudowanym wewnętrznym światłem – relacjonuje. 

Termin „lampa” nie oddaje w pełni tego, co tworzy Bimer. Z jego twórczością jest więc podobnie jak z pracami Isamu Noguchiego, który był artystą, ale sławny stał się jako dizajner. Bimera inspirują wielcy rzeźbiarze, jak Barbara Hepworth, Henry Moore czy Hans Arp. Dalekie echa ich działalności można odnaleźć w pracach zgromadzonych w domu artysty i jego ogrodzie w Warszawie. 

Dopiero po śmierci mamy w 2015 roku Bimer zaczął na dobre zajmować się rzeźbą. Zofia Wolska zawsze powtarzała, że syn powinien zostać rzeźbiarzem. – Jest to jakaś forma reinkarnacji. Nazwałbym to w ten sposób. Bez jakiejś wielkiej pompy oczywiście. Ale powiem tak: piekielnie żałuję tego, że nie zacząłem wcześniej, że nie zacząłem rzeźbić wtedy, kiedy żyła mama. Dysponowała fantastycznym warsztatem. Może nie dogadalibyśmy się w kwestiach formalnych, ale jeśli chodzi o technikę, to na pewno mogłaby mnie wielu rzeczy nauczyć. W mojej twórczości jednak nie jestem w żaden sposób podobny ani do mojej mamy, ani do Tadeusza, mojego ojczyma – stwierdza.

 

Marek Bimer „NEWCOMER V” (Przybysz) z patynowanego brązu. „Te postaci są moim wyobrażeniem ni to człowieka, ni to formy, pretekstem, żeby budować człekokształtny obiekt”. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Marek Bimer „CHEROKEE INDIAN”, zabytkowe nożyce krawieckie zatopione w żywicy epoksydowej. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Marek Bimer „NEWCOMER” (Przybysz), 2021, z patynowanego brązu. Rzeźba ma 84 centymetry wysokości. Zdjęcie: Marek Bimer.

 

Zobacz także: 

Dom z nutką retro – idealne miejsce dla rodziny

Jak wygodnie przenocować gości na niewielkiej powierzchni?

Luksus w wiktoriańskiej rezydencji w Londynie

 

 

Czytaj więcej