TŻ: Dziennikarka, która na co dzień nakłania innych do zdradzania sekretów i prezentowania prywatnych przestrzeni w czasopismach, publikuje książkę będącą w pewien sposób apoteozą prywatności.
MM-G: To brzmi, jakbym pracowała w służbach specjalnych. Ale ten paradoks faktycznie mi towarzyszył, mimo że sekrety moich bohaterów, czyli ostatniego króla Polski, Freuda oraz architektów Adolfa Loosa, Carla Mollino, Alvara Aalto, już opisano. Nie chodziło mi więc o nie. Raczej o korzyści cielesne i duchowe z posiadania przestrzeni, w której tajemnice można w ogóle mieć i pielęgnować. Z taką myślą zaczynałam pisać. A potem się okazało, że prywatność jest trochę jak Dr Jekyll i Mr Hyde, a architektura, która jej służy, nie zawsze bywa niewinna.
TŻ: W podtytule pojawia się wręcz prywatność radykalna.
MM-G: Bo to jest temat trudny do badania. Obce oko sprawia, że prywatność znika. Szukałam więc przestrzeni, w których pewne zjawiska staną się wyraźniejsze. To azyle. Powstały specjalnie po to, żeby robić w nich rzeczy bardziej od innych prywatne: nawiązywać romanse, ale też uprawiać ogród czy malować. Aalto brał pędzel do ręki tylko na swojej wyspie; w Helsinkach nie mógł się skupić. Mollino po kryjomu budował sobie grobowiec w stylu faraona. A Poniatowski w małym domu chował się przed szpiegami.
Skała, na której gimnastykował się Alvar Aalto, Muuratsalo. Zdjęcie: archiwum prywatne autorki
TŻ: Które miejsce zrobiło na tobie największe wrażenie?
MM-G: Willa Müllerów w Pradze, projekt Loosa. To bardzo skomplikowany przestrzenny przekładaniec, pełen schodków, zaułków, poziomów. Architekt rozwinął tam swoją koncepcję Raumplanu – projektowania od razu w trzech wymiarach zamiast na płaskich rzutach. Każde pomieszczenie zależnie od swojej funkcji ma inny rozmiar, wysokość i prestiż. Loos w szczególny sposób postrzegał też prywatność. Okna rozmieścił tak, by nikt z zewnątrz nie mógł obserwować mieszkańców, ale również by ich wzrok kierował się raczej ku wnętrzu. Mogli oglądać chmury czy ptaki na niebie, ale nie to, co się dzieje na ulicy.

Wnętrze Casa Mollino w Turynie. Zdjęcie: archiwum prywatne autorki
TŻ: Przypominasz proces sądowy Loosa. Architekt zachęcał nieletnie dziewczynki, by pozowały mu nago.
MM-G: Wciąż uważam dom Müllerów za fascynujący, ale gdy poznałam tę historię, zastanawiałam się, czy w ogóle go w książce zamieszczać. Wstrząsem była dla mnie reakcja ówczesnych elit, które właściwie sprawę zignorowały. Loos po wyroku bierze ślub z młodą dziewczyną i dostaje kolejne zlecenia, a dyskusja o procesie odbiega od meritum i wkracza w politykę. Lewica broni architekta, mówiąc, że tak naprawdę atakowana jest sztuka awangardowa. Prawica z kolei zarzuca Loosowi, że wśród jego klientów są Żydzi.
TŻ: Są też w książce wątki autotematyczne.
MM-G: Prywatność to sprawa osobista, trudno było od tego uciec. No i chciałam zapłacić za wścibstwo.

wnętrze Casa Mollino w Turynie. Zdjęcie: archiwum prywatne autorki

Maja Mozga-Górecka. Zdjęcie: Jakub Szafrański
Zobacz też:
- Betonowe kwiaty socmoderny: rozmowa z historykiem architektury Michałem Wiśniewskim
- Romuald Miller: radykalny postępowiec
- Jerzy Sołtan: ostatni modernista