Poniemiecki segment na poznańskim Grunwaldzie odmienił swoich właścicieli

Segment na poznańskim Grunwaldzie nie od razu uwiódł swoich nowych właścicieli. Agnieszka i Piotr Kuchcińscy potrzebowali czasu, żeby go poznać i pokochać. A zanim udało im się zrobić przebudowę, zrozumieli, że wcześniej ten dom odmienił ich.

Zdjęcia ONI STUDIO
Poniemiecki segment na poznańskim Grunwaldzie odmienił swoich właścicieli

Czuła metamorfoza - to określenie najlepiej pasuje do przebudowy segmentu na poznańskim Grunwaldzie. Na zdjęciu widzimy fotel Aluminium Group Eamesów, na stoliku Pedestal George’a Nelsona stoją alabastrowe świeczniki Michaëla Verheydena

Dom Agnieszki i Piotra Kuchcińskich

Oboje są zawodowo związani z wnętrzarstwem – Agnieszka Kuchcińska z produkującą wyposażenie biur firmą Balma, Piotr, z wykształcenia architekt, od lat zajmuje się projektowaniem mebli. Jest dyrektorem artystycznym marki Noti, na koncie ma przyznany przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego tytuł Designera Roku 2012, a także wiele prestiżowych nagród, od łódzkich Must Have’ów po Red Doty.

Wychowany w bloku, czuł, że potrzebuje przestrzeni – wysokich sufitów, dużych pokoi, szerokich przejść. Dlatego planowali zamieszkać w kamienicy. Dwukrotnie byli o krok od kupna, ale zawsze coś ich powstrzymywało od podjęcia ostatecznej decyzji. Zmęczeni poszukiwaniami, dali się namówić na obejrzenie domu „jak z bajki”, choć „zupełnie nie dla nich”. Za to położonego w okolicy, o jakiej zawsze marzyła Agnieszka, niedaleko centrum Poznania.

Metamorfoza poniemieckiego segmentu w Poznaniu

Żelbetowy podciąg nad antresolą to ważny element konstrukcyjny, który niczym kręgosłup biegnie przez cały ciąg szeregowców. Pozwolił otworzyć tę przestrzeń. Piotr sam oczyścił go z tynku.

Poniemiecki segment na poznańskim Grunwaldzie

Grunwald jest starą dzielnicą willową, cichą i zieloną. Segment z 1943 roku, wybudowany w czasie drugiej wojny światowej dla niemieckich oficerów kolei, był zaprzeczeniem tego, czego chciał Piotr. To blok w mikroskali, który łącznie z piwnicą ma cztery kondygnacje, po zaledwie 45 metrów kwadratowych każda. Do tego małe, niskie pomieszczenia. Ale budynek, ukryty w pięknym ogrodzie i zachowany w pierwotnej formie, emanował spokojem i przytulnością.

Piotr wziął rzuty, stworzył cyfrowy model 3D i znalazł rozwiązanie. Radykalne. Wymagało pozbycia się części stropu między parterem a piętrem. Piotr wymyślił, że otworzy przestrzeń nad salonem.

Nie mogli sobie od razu pozwolić na remont, więc zamieszkali w tym, co było. Remont opóźnił się o siedem lat, przez które coraz lepiej poznawali dom: jak się w nim żyje, do czego najlepiej służą poszczególne miejsca, jak wyglądają o różnych porach dnia i roku.

Metamorfoza poniemieckiego segmentu w poznaniu

Stara sosna muska gałęziami okna sypialni. Początkowo miały być w nich shuttersy, ale właściciele ostatecznie uznali, że wyglądałyby obco w tym domu. I wymyślili proste wewnętrzne okiennice, które zasłaniają same szyby. Grafikę nad łóżkiem kupili, zanim jeszcze tu zamieszkali, na kiermaszu studenckim. To dwa identyczne egzemplarze obrócone niczym lustrzane odbicie. Ich autorem jest Filip Figiel.

Projekt przebudowy

Podczas remontu pozbyli się nie tylko połowy stropu nad parterem, lecz także części ścian, które dzieliły przestrzeń na klitki. Stworzenie dwukondygnacyjnego salonu wpuściło do środka mnóstwo światła.

Zniknęły wykrojona z kuchni spiżarnia, a także wiatrołap i przedpokój. Teraz wchodzi się prosto do kuchni. Na parterze są jeszcze jadalnia i salon, powyżej antresola, na której Piotr ma swoje miejsce do pracy, oraz sypialnia z łazienką i garderobą. Na poddaszu, pod skosami urządzono pokoje dziecięcy i gościnny.

metamorofoza poniemieckiego segmentu w poznaniu

Wyspę z blatem wyłożonym ceramicznymi płytkami wymyślił Piotr, zainspirowany zdjęciami z willi Cavrois z 1932 roku, położonej nieopodal Lille. Obok taborety Rotor marki Noti. Wiszący na ścianie regał vintage w tekowej okleinie Piotr wypatrzył kilka lat temu na niemieckim eBayu i od razu wiedział, że mebel będzie idealny do przyszłej kuchni. Wygląda, jakby go zaprojektowano z myślą o tym wnętrzu, choć w momencie kupna nawet nie było dla niego miejsca.

Agnieszka i Piotr lubią niedoskonałości tego wnętrza, nie starają się ich ukrywać, wręcz je eksponują. Wszędzie, poza łazienką, pozostawili podłogę z sosnowych desek. Uzupełnili w niej tylko braki i pomalowali całość na czarno. Po dwóch latach nowe części nie różnią się już wyglądem od starych.

Także drzwi wewnętrzne jedynie odmalowano. Usunięto drewniane balustrady schodów, co podkreśliło ich prostą linię i dodało klatce schodowej przestronności. Tynki trzeba było położyć na nowo, ale podobnie jak te zastane są chropowate, z widocznymi śladami zacierania. Kiedy pada na nie światło, wyglądają jak powierzchnia obrazu.

Metamorfoza wnętrza domu

Piotr kiedyś miał organiczną wręcz niechęć do starych, używanych przez kogoś rzeczy. W tym domu radykalnie zmienił nastawienie. Widział wartość sprzętów z przeszłością. Zaczęli z Agnieszką robić wypady na targi staroci, także do Berlina, Amsterdamu, Düsseldorfu. W domu przybywało mebli vintage. A także dzieł sztuki, zwłaszcza grafik i ceramiki.

Pierwszym dużym meblem, który kupili do tego domu, był stół – wymarzony przez Agnieszkę „Em” projektu Jeana Prouvé z 1950 roku. Przy nim, oprócz kolekcji dizajnerskich krzeseł, których wciąż przybywa, stoi czterometrowa dębowa ławka. Według zamysłu Piotra wykonała ją zaprzyjaźniona firma z gór – Lupus73. W poprzednim domu też mieli przy stole ławki i polubili to rozwiązanie, bo ułatwia przysiadanie się do kogoś, kto już zajął miejsce, i świetnie sprawdza się przy odrabianiu lekcji z dzieckiem oraz przy przyjmowaniu gości. Często też na ławce śpią koty albo pies.

Jednym z ostatnich nabytków jest lampa „Akari E” Isamu Noguchiego. Jej totemiczna forma wypełnia wielką przestrzeń salonu. Od podłogi do sufitu jest tu ponad 5 metrów. Japońska bibułka pięknie filtruje światło, budując nastrój całego wnętrza.

metamorfoza poniemieckiego segmentu w poznaniu

W łazience dominuje podwójna umywalka z czarnego granitu, przyjemnie jest go dotknąć, gdy płynie po nim woda. Piotrowi zależało, żeby nie była to typowa ceramiczna forma. Chciał stworzyć klimat jak w willi Tugendhatów w Brnie. Długo szukał odpowiedniego materiału, potem wybierał kamienne płyty – takie, które miały najwięcej skaz. Jego projektu jest też dębowa skrzynia na pranie, służąca również jako siedzisko. Na podłodze posadzka z wielkoformatowych (120 × 120 cm) płytek naśladujących lastryko.

Fotel Aluminium Group Eamesów wypatrzyli w sklepie vintage w Berlinie. Wpadł im w oko stelaż w nietypowych kolorach – écru i brąz wraz z zielonym winylem siedziska pasują do zieleni za oknem. Na stoliku Pedestal George’a Nelsona (dla marki Herman Miller) stoją alabastrowe świeczniki Michaëla Verheydena. Kilka lat temu Piotr kupił takie, tylko białe, Agnieszce na urodziny. Potem, na wakacjach w Toskanii, przypadkowo trafili do manufaktury, w której je wytwarzano. Wrócili zachwyceni, bo dostali kilka wybrakowanych egzemplarzy w prezencie.

Nad sofą MUSE z Noti, projektu Piotra, wisi podobrazie pociągnięte kilkoma odcieniami zieleni. Grubo nałożona farba ładnie odbija światło. To obiekt zastępczy – ściana czeka na obraz, który tu będzie pasował.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym drugim numerze AD Polska.


Czytaj więcej