Byliśmy na filmie "The Brutalist". Oto dlaczego warto zobaczyć monumentalne dzieło Brady'ego Corbeta

"The Brutalist" Brady’ego Corbeta za granicą zdobywa kolejne prestiżowe nagrody i uznanie krytyków – a do polskich kin film trafi już w piątek, 31 stycznia. My mieliśmy okazję zobaczyć go na jednym z przedpremierowych seansów i przyznajemy, że zrobił na nas duże wrażenie. Oto kilka rzeczy, które szczególnie nas urzekły.

Byliśmy na filmie

Kadr z Filmu "The Brutalist". Zdjęcie: Universal Pictures

O czym jest film „The Brutalist”?

„The Brutalist” opowiada historię fikcyjnego architekta żydowskiego pochodzenia, László Totha (w tej roli Adrien Brody), który po wojnie przybywa z Węgier do Stanów Zjednoczonych. László przed wojną był wziętym architektem, a z filmu dowiadujemy się, że studiował m.in. w Bauhausie.

W Ameryce zostaje zauważony przez bogatego przedsiębiorcę Harrisona Van Burena (Guy Pearce), który zatrudnia go, by zaprojektował monumentalny „Instytut”, będący jednocześnie centrum kreatywnym, biblioteką, miejscem do ćwiczeń i kaplicą. Niestety, za możliwość zrealizowania swojej artystycznej wizji przyjdzie głównemu bohaterowi zapłacić wysoką cenę.

Film trwa 215 minut, a więc nieco ponad 3.5 h, ale wierzcie nam, oglądając „The Brutalist” zupełnie się tego nie czuje. Ponadto, wzorem wielkich produkcji z dawnych lat, w połowie filmu jest przewidziana 15-minutowa przerwa.

Kadr z filmu "The Brutalist". Zdjęcie: Universal Pictures

Dlaczego warto zobaczyć w kinie „The Brutalist”?

Brutalistyczna architektura jest surowa, monumentalna i nie pozostawia nikogo obojętnym. Dokładnie to samo można powiedzieć o filmie i przedstawionej w nim historii. Brutalizm nie jest tylko stylem, w którym wznoszony jest filmowy „Instytut”. Odnosi się również do warstwy fabularnej i emocjonalnej filmu. „The Brutalist” to opowieść o ambicji, traumie i przetrwaniu, o bólu i trudnych decyzjach oraz konsekwencjach, z którymi bohaterowie muszą się zmierzyć.

„The Brutalist” oferuje ciekawe spojrzenie na zjawisko powojennej migracji – również artystów i architektów. Mimo że postać László Totha została wymyślona na potrzeby scenariusza, to oparto ją na życiorysach wybitnych przedstawicieli ruchu brutalistycznego, m.in. Louisa Kahna, Miesa van der Rohe, a przede wszystkim Węgra, Marcela Breuera, który zaprojektował pierwszy budynek Whitney Museum w Nowym Jorku. Film z ogromnym wyczuciem i empatią pokazuje niełatwy proces adaptacji w nowym kraju i rzeczywistości. Nie koloryzuje „amerykańskiego snu”, wręcz przeciwnie – odczarowuje go i dekonstruuje.

Kadr z filmu "The Brutalist". Zdjęcie: Universal Pictures

Nie można nie wspomnieć też o genialnych kreacjach aktorskich. Adrien Brody, który wciela się w postać László Totha daje jeden z najlepszych popisów aktorskich w swojej karierze. Partnerująca mu Felicity Jones (gra jego żonę, Erzsébet), śmiało dotrzymuje mu kroku, podobnie jak Guy Pearce. Twórcy filmu zadbali, by postaci były możliwie jak najbardziej autentyczne, dlatego Brody i Jones niektóre ze swoich kwestii mówią po węgiersku, a gdy mówią po angielsku, to z węgierskim akcentem.

Kadr z filmu "The Brutalist". Zdjęcie: Universal Pictures

Mimo że „The Brutalist” nie jest filmem o architekturze per se, to odgrywa ona tu znaczącą rolę. Brutalistyczny „Instytut” i inne projekty głównego bohatera, które widać szczególnie w ostatniej scenie filmu są dziełem hollywoodzkiej scenografki Judy Becker (pracowała przy takich filmach „Carol”, „American Hustle” czy „Fighter”). „Instytut” czerpie z różnych brutalistycznych budowli, ale nie tylko – Becker chciała, by jego forma nawiązywała również do traumatycznych przeżyć głównego bohatera, dlatego inspiracją dla wąskich korytarzy i ciasnych pomieszczeń zaczerpnęła z architektury obozów koncentracyjnych. Pomysł na układ podziemnych korytarzy scenografka zaczerpnęła natomiast z projektu metra w Waszyngtonie autorstwa architekta Harry’ego Weese’a.

Plakat filmu "The Brutalist". Zdjęcie: Universal Pictures

 


Czytaj więcej