Łosoś i piksele: nowe muzeum w Norwegii projektu Indii Mahdavi

Nie lubię, gdy kolory do siebie pasują. Wolę, gdy się ze sobą kłócą – mówi irańsko-francuska projektantka India Mahdavi. Tym razem wzięła na warsztat norweski folklor i architekturę, aranżując wnętrza pierwszego w swojej karierze muzeum sztuki.

Łosoś i piksele: nowe muzeum w Norwegii projektu Indii Mahdavi

Stalowe kręcone schody łączą cztery poziomy budynku. Za ich formę odpowiadał architekt Erik Langdalen. Zdjęcie: Valérie Sadoun

Nową funkcję dawnej poczty w Trondheim od kilku lat zapowiadał tęczowy napis „Our magic hour”. Usytuowana na dachu instalacja autorstwa Ugo Rondinone’a już z daleka informowała mieszkańców, że wkrótce w zabytkowym gmachu powstanie nieoczywiste miejsce spotkań ze sztuką. Tym ciekawsze, że aranżacji wnętrza podjęła się ceniona architektka India Mahdavi, mistrzyni śmiałych zestawień kolorystycznych i zabaw z konwencją. Urodzona w Teheranie, wychowana w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Francji, w swoich projektach zdaje się łączyć dziecięcą wręcz radość tworzenia przestrzeni z bezpretensjonalnością i wyrafinowaniem. – Jestem czystym wytworem Bliskiego Wschodu, choć swoje dziedzictwo poznałam dość późno – stwierdziła w jednym z wywiadów.

Muzeum mieści się w zabytkowym gmachu poczty. Zdjęcie: India Mahdavi

W jej dorobku to pierwszy projekt muzealny i pierwsza duża realizacja na Półwyspie Skandynawskim. W pracach nad przebudową obiektu z 1911 roku wspierali Mahdavi lokalny architekt Erik Langdalen z zespołem oraz inwestorzy, Ole Robert i Monica Reitanowie. Kupili gmach z zamiarem utworzenia muzeum dla niektórych prac ze swojej ogromnej kolekcji. Na cześć dawnej funkcji placówka otrzymała nazwę PoMo, co jest skrótem od słów Posten Moderne, oznaczających po prostu nowoczesną pocztę, ale też nawiązaniem do popularnego określenia postmodernizmu. Bo chociaż w zbiorach Reitanów są prace Piranesiego i Muncha, w stałej, wciąż rozwijanej kolekcji samej instytucji mają znaleźć się dzieła możliwie szeroko reprezentujące ponowoczesność w sztuce. Ma być też duży odsetek prac artystek i wciąż marginalizowanych w oficjalnym dyskursie grup etnicznych. – Co najmniej 60% nabytków muzeum będzie pochodzić od kobiet. To wkład w przywracanie równowagi norweskim zbiorom sztuki – tłumaczy Monica Reitan.

Jedna z sal wystawowych z rzeźbą do siedzenia Franza Westa z kolekcji E. Kagge. Zdjęcie: Valérie Sadoun

Dziś PoMo ma już blisko 40% prac artystek (dla porównania Muzeum Narodowe w Oslo 11%, a Muzeum Narodowe w Warszawie zaledwie 4%). Obłożony blokami granitu czterokondygnacyjny budynek w momencie wznoszenia miał dość nowoczesną jak na swoje czasy stalową konstrukcję, więc łatwo poddał się adaptacji. Na powierzchni ponad 4000 m kw. rozplanowano trzy poziomy przestrzeni wystawowych, czytelnię i biura.

Dawna sala operacyjna na parterze zachowała oryginalne łuki i stiukowe dekoracje, a także centralnie usytuowany ośmioboczny świetlik. Całość pomalowano na jednolity biały kolor. Na tym neutralnym tle wyraźnie odznaczają się nowe drzwi wejściowe w intensywnym odcieniu fuksji i widoczna z holu stalowa konstrukcja kręconych schodów, której Mahdavi nadała kolor mandarynki. Jak tłumaczy, to nawiązanie do dominującej barwy wielkich drewnianych magazynów stojących na palach przy nabrzeżach przepływającej przez Trondheim Nidelvy.

W czytelni na poddaszu ściany i skosy artyści z holenderskiego kolektywu FreelingWaters pokryli malowidłami inspirowanymi lokalnym folklorem. Zdjęcie: Valérie Sadoun

Wyraziste oblicze otrzymał też muzealny sklep o ścianach, okładzinach i półkach w odcieniu „słynnego norweskiego łososia”. – Te miejsca pośrednie wyraźnie określają komunikację w całym budynku. Tętniąc życiem i kolorami, miały zapewniać inną niż przestrzenie wystawowe formę stymulacji. Oferować zarówno doświadczenie przebywania razem, jak i pewnej intymności – podkreśla Mahdavi.

Jedna z prezentowanych w muzeum prac z kolekcji rodziny Reitan: „Pocztówka 3 (Chrząszcz)” Kathariny Fritsch z 2009 roku. Zdjęcie: Katharina Fritsch Studio. Dzięki uprzejmości Matthew Marks Gallery

Stymulujący charakter mają z pewnością także wnętrza czytelni na poddaszu. Jej ściany pokrywają zaczerpnięte ze sztuki ludowej kompozycje roślinne, przedstawienia morskich stworzeń i lewitujące książki, a podłogi – ręcznie tkane, pikselowe dywany autorstwa architektki. – Nieco zaktualizowaliśmy po szczególne motywy, aby stworzyć nową, popową wersję folkloru – podsumowuje projektantka.

Zobacz też:


Czytaj więcej