Historie ukryte w przedmiotach. Rozmowa z Robbem Vandewyngaerdem z galerii Objects With Narratives

Nowy gorący punkt na mapie dizajnu kolekcjonerskiego znajduje się w Brukseli. Dlaczego opowieść liczy się dziś bardziej niż wygląd i funkcjonalność przedmiotu, wyjaśnia współzałożyciel galerii Objects With Narratives Robbe Vandewyngaerde.

Zdjęcia TIJS VERVECKEN, Rozmawia — BETTINA KRAUSE
Historie ukryte w przedmiotach. Rozmowa z Robbem Vandewyngaerdem z galerii Objects With Narratives

W pełnej przepychu sali balowej marmurowa poduszka, czyli stolik kawowy „Ex Hale” Bena Stormsa. W głębi między innymi stół na kamiennej podstawie „Pico” Mircei Anghela. Siedzisko po prawej z oparciem z drewna i miedzi „The Celestial Seat

Z jednej strony zbytkowna przestrzeń, łącząca neo barokowy przepych z secesją, a z drugiej typowo muzealny, minimalistyczny white cube. Galeria Objects With Narratives działa na 2000 metrach kwadratowych przy place du Grand Sablon, w jednej z najbar dziej nobliwych części Brukseli. Założył ją Robbe Vandewynga erde wspólnie ze swoim bratem Nikiem i przyjacielem Oskarem Eryatmazem. Robbe i Nik są architektami, pracowali w pierw szoligowych pracowniach oma i Herzog & deMeuron. Oskar zajmuje się stroną finansową i handlową. W own prezentują kunsztowne rękodzieło z intrygującą narracją. 

AD: Jak wyglądała impreza inauguracyjna?

RV: Wypadła świetnie. Zaplanowaliśmy ją na 300 osób, a ostatecznie przyszło ich ponad 1500. Goście z Londynu, Hongkongu, Południowej Afryki. A więc pełne szaleń stwo, wspaniałe, choć trochę wycieńczające. Nasz budynek znajduje się w ścisłym centrum brukselskiej dzielnicy arty stycznej, nieopodal Mont des Arts. W latach 20. xx wieku działał tutaj zakład kuśnierski z bardzo ekstrawaganckim wystrojem ociekającym złotem. Później działały tu mu zeum oraz dom aukcyjny Pierre’a Bergé, męża Ives’a Saint Laurenta. Zanim się tu wprowadziliśmy, gmach stał przez kilka lat pusty i wszyscy z niecierpliwością czekali na mo ment, kiedy wreszcie będą mogli zajrzeć do środka.

AD: Jak się Panom udało zdobyć ten klejnot?

RV: Szukaliśmy przestrzeni galeryjnej w Brukseli. Na dorocz nych targach sztuki i dizajnu pad w Londynie poznaliśmy szefową mad Brussels, platformy wspierającej lokalny biznes kreatywny, Anaïs Sandrę Carion. Wykorzystując prywatną sieć kontaktów, pomogła nam dotrzeć do ofert, które jeszcze nie trafiły na rynek nieruchomości.

AD: Dobry networking! A jaka idea stoi za Objects With Narratives? 

RV: Obaj z bratem zaczynaliśmy jako architekci. Pracujemy z założeniem, że ostateczny efekt zawsze jest czymś wię cej niż tylko sumą poszczególnych działań. Od początku chcieliśmy tu stworzyć miejsce spotkań i nawiązywania kontaktów. Organizujemy więc prywatne kolacje, pokazy mody i inne wydarzenia. Ludziom tego brakuje; potencjał jest. Znamy naszych sąsiadów i chcemy ich czymś zająć. Świat dizajnu kolekcjonerskiego i sztuki funkcjonalnej dla wielu jest czymś nowym. Chcielibyśmy upowszechnić przekonanie, że to też może być sztuka. Nasi artyści całymi miesiącami ręcznie wykonują przedmioty, które potem do nas trafiają.

AD: Belgia jest małym krajem, ale wiele się tu dzieje w dziedzinie wzor nictwa. Czym to tłumaczycie?

RV: Również w architekturze sporo się tutaj wydarzyło w cią gu ostatniej dekady. Belgowie to skromni ludzie, nie prze chwalają się. Ale powoli coś w nas dojrzewało dzięki zaan gażowaniu wybitnie utalentowanych artystów obu płci, targom i inicjatywom łączącym modę z dizajnem, takim jak wspomniany mad Brussels czy flandryjski dc – District of Creativity. To wszystko razem napędzało zmiany. Dizajn jest dla naszego kraju dobrą reklamą. Bruksela w porów naniu z innymi stolicami wydaje się bardziej undergroun dowa, więc przyciąga twórczych ludzi.

AD: Galeria ma trzy piętra. Jak je Panowie wykorzystują? 

RV: Od razu po wejściu trafiamy do sali balowej. Dotarliśmy do jej archiwalnych zdjęć i udało się nam choć w części odtworzyć tamtą atmosferę, bo bardzo nam przypadła do gustu. Wystawiamy tu teraz mistrzów i prace współczesne. Kolejne pomieszczenie to typowy muzealny white cube; ma podkreślać, że prezentowane w nim obiekty są sztuką. Na pierwszym piętrze pokazujemy prace Bena Stormsa, jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci w Brukseli. Ben pracuje ze znalezionymi materiałami. Ma ogromny wpływ zarówno na świat sztuki, jak i dizajnu. Na ostatnim piętrze znajduje się indywidualna wystawa Lionela Jadota. We wrześniu do prezentowanych przez nas artystów dołączy Lukas Cober. Obejrzenie wszystkiego zajmuje około godziny. 

Ekspozycja w siedzibie own w Brugii.

AD: Kim są klienci galerii?

RV: Najważniejszymi dla nas rynkami są Stany Zjednoczone i Australia. Ponieważ wciąż jesteśmy dość młodą galerią, mamy wśród klientów kolekcjonerów zainteresowanych różnymi przedziałami cenowymi. Współpracujemy z mu zeami, architektami wnętrz i marszandami. Kiedy dwa lata temu zaczynaliśmy jako own, ludzie bardziej się interesowali dizajnem, dziś kierujemy ich uwagę w stronę sztuki.

W „białym pudełku na szukę”: stół „Fragmente” Frédérica Saulou, żyrandol „Blossom” Studia Thusthat, krzesło „Dot Chair” Cedrica Breisachera. Ścianę zdobi dywan „Cosmogony” krjs Studios.

AD: Mówicie o dizajnie kolekcjonerskim i o sztuce użytkowej. Gdzie przebiega między nimi granica?

RV: Nawet nowicjusze wśród kolekcjonerów, słysząc, że sprzedajemy sztukę, postrzegają te obiekty zupełnie inaczej. Wyjaśniamy oczywiście, że mają one walory użytkowe, czyli można z nich korzystać, a jednocześnie postrzegać je jako dzieła sztuki. Na stronie internetowej pokazujemy ofertę jako sztukę funkcjonalną, bo ten ter min budzi bardziej jednoznaczne skojarzenia niż dizajn kolekcjonerski.

„Collectible Brussels” to próba stworzenia klasycznego pokoju zabaw. Nad stołem bilardowym „Blossom Chandelier”, obok otwierany stolik „Carbon Log” Warda Wijnanta oraz biały, organiczny stołek z serii „Epimorth” Elissy Lacoste.

AD: Mówi Pan, że dziś bardziej liczy się narracja niż fizyczny obiekt sam w sobie. Dlaczego?

RV: Większości przedmiotów w naszej galerii towarzyszy czytelna opowieść o tym, czym one są. Dzięki niej łatwiej wypracować emocjonalną więź z daną rzeczą, od razu zacząć o niej myśleć. Niekoniecznie chodzi tylko o funkcję, jaką dany obiekt pełni, albo o jego piękne krzywizny, ale też o historię, która za tym wszystkim stoi. Mamy na przykład na wystawie szafę autorstwa Mircei Anghela zatytułowaną „Lose Control”. W doskonałej bryle wykonanej z miedzi artysta umieścił dynamit, a w wyniku eksplozji pojawiły się patyna i wybrzuszenia.

Fotel Bujany „Rocking Chair” przygnieciony głazem, i totem „The Entity” – oba ze studia Mariusa Ritiu – to ponoć podarunki od obcej cywilizacji Zoraxian.

AD: Oprócz przedmiotów galeria oferuje też doradztwo artystyczne oraz projekty wnętrz i architektury.

RV: Czasem klienci zapraszają nas do swoich domów i tak od pojedynczego obiektu przechodzimy do projektów całych przestrzeni. W Londynie, w Monako. Coraz wię cej ludzi interesuje kompleksowa oferta.

AD: Zdarza się Panu kłócić z bratem?

RV: Pewnie, że się od czasu do czasu kłócimy, ale szybko o tym zapominamy. Bardzo doceniam, że znamy się od zawsze, wiemy, jakie kto ma mocne i słabe strony. W końcu brat to nie partner biznesowy poznany na zjeź dzie przedsiębiorców. Jesteśmy bardzo różni, ale mamy ten sam cel.

Niebieski Szezlong z włókna szklanego i stołek pochodzą z kolekcji „New Wave” Lukasa Cobera. Lampy „Blooming Terra” zaprojektował Maarten Vrolijk.

AD: Gdzie odkrywacie nowe talenty?

RV: Trzeba stale mieć oczy otwarte, na Instagramie, Pintereście, targach, ale też podczas urlopu czy na ulicy. Pracujemy obecnie mniej więcej z czterdziestoma osobami. Początkowo chcieliśmy rozwijać się bardziej, ale zdaliśmy sobie sprawę, że wtedy nie będziemy się w stanie skupić na artystach. A osobiste relacje są dla nas bardzo ważne.

AD: Jakie ma Pan plany na najbliższe lata?

RV: Myślę, że rozwiniemy nasze usługi architektoniczne, aby za pięć do dziesięciu lat w jednym miejscu zgromadzić zespół, który będzie mógł zaproponować wszystko. To byłoby niezwykłe w świecie galerii. Taki model hybrydowy.

AD: Ostatnie pytanie. Ile Pan ma lat?

RV: Dwadzieścia sześć. 

Czytaj więcej