Film „Love Actually” w ciągu 20 lat zrobił zawrotną karierę, wykręcił prawie 250 mln dolarów zysku przy budżecie w wysokości zaledwie 40 mln dolarów. Wymieniany jest w rankingach najbardziej kasowych filmów świątecznych wszech czasów. Jednak ten genialny debiut reżyserski uznanego scenarzysty Richarda Curtisa (odpowiedzialnego za sukcesy takich filmów jak "Notting Hill" oraz "Cztery wesela i pogrzeb") to nie tylko sukces komercyjny, ale przede wszystkim sukces w kategorii świątecznego filmu romantycznego, który po latach wciąż pozostaje dziełem ponadczasowym.
Aktorka Keira Knightley wystąpiła w filmie w wieku zaledwie 17 lat i był to jej drugi film w portfolio. Zdjęcie: "Love Actually", mat. prasowe
"Love Actually" w kinie
Zanim zdecydowano o głośnym świętowaniu 20. urodzin filmu właśnie w kinach - "Love Actually" zostało oddane w ręce specjalistów od remasteringu. Proces nadzorował sam reżyser, a film zyskał wybitną jakość obrazu i dźwięku, idealną, by móc nacieszyć się nim podczas seansu kinowego.
I rzeczywiście, po 20 latach kultowy film wraca do kin, ale to powrót na krótko i z niewielką liczbą seansów. Będzie można go zobaczyć w najbliższy weekend w wybranych kinach. M.in. sieć Multikino projekcję filmu zaplanowała w swoich kinach na 7 grudnia o godzinie 19. Cinema City zaprasza na "Love Actually" w piątek, sobotę i niedzielę - o godzinie 19. Helios - 8 grudnia. Film dostępny jest aktualnie także w bibliotece Netflixa, ale dla prawdziwych fanów brytyjskiej świątecznej komedii - seans kinowy będzie niezwykłym przeżyciem.
W sieci pojawiła się też zapowiedź "Love Actually" w nowej, ulepszonej wersji.
Dzieło Curtisa nie tylko zostało odświeżone, ale też do obrazu na nośnikach DVD Blue-Ray i UHD dodano 30-minutowy reportaż o powstaniu filmu, z wypowiedziami twórców i aktorów, oraz z wyborem najlepszych scen.
"Love Actually" - "To właśnie miłość" obsada pełna gwiazd
Hugh Grant wcielił się w filmie w premiera Wielkiej Brytanii. Ale do tej roli brano pod uwagę także inne nazwiska, m.in: Anthony Hopkins, Michael Crawford, Michael Gambon. Zdjęcie: "Love Actually", mat. prasowe
Kultowych scen z filmu "Love Actually" nie trzeba przypominać, ale to jak wspominają je sami aktorzy - to już zupełnie inny kaliber. Np. Hugh Grant tańczący w jednej ze scen do "Jump" - The Pointer Sisters wyznał, że to najpotworniejsza scena, jaką kino widziało. Przyznał, że twierdzi tak wiele osób i on też się z nimi zgadza. Sceny nie chciał nagrywać w ogóle, bo miała obnażyć jego taneczne kompleksy. Reżyser jednak miał nosa - taneczna niekompetencja Granta stworzyła charakterystyczną i zabawną scenę, bez której trudno wyobrazić sobie "Love Actually".
Lista sław, które zaangażowano do filmu jest długa. To nie tylko Hugh Grant, ale też Alan Rickman, Colin Firth, Liam Neeson, Martin Freeman, Keira Knightley i Emma Thompson. Dosłownie na minutę przemknęła tu także modelka Claudia Schiffer, po latach wyciekło, że za swój epizod w filmie zgarnęła okrągły milion dolarów.