Betonowe kwiaty socmoderny: rozmowa z historykiem architektury Michałem Wiśniewskim

Żelazna kurtyna wciąż tkwi w umysłach wielu zachodnich odbiorców – twierdzi architekt i wykładowca Michał Wiśniewski, współautor pierwszej książki tak szeroko omawiającej socmodernistyczny dorobek naszego regionu.

Betonowe kwiaty socmoderny: rozmowa z historykiem architektury Michałem Wiśniewskim

Żelbetowy kwiat (proj. Bogdan Bogdanović, 1966) upamiętnia ofiary dawnego obozu koncentracyjnego w Jasenovacu. Zdjęcie: Centrum Architektury w Wiedniu

Blisko 400 realizacji z państw dawnego bloku wschodniego, od Estonii po Macedonię. W Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie do 19 stycznia odbywała się wystawa „Socmodernizm. Architektura w Europie Środkowej czasu zimnej wojny”, pierwsza tak obszerna prezentacja powojennych dokonań czołowych projektantów z naszego regionu. Pod tym samym tytułem ukazała się ponad 500-stronicowa publikacja. Rozmawiamy z historykiem architektury Michałem Wiśniewskim, współautorem książki i scenariusza ekspozycji.

AD: Socjalistyczny modernizm na Zachodzie wciąż jest prawie nieznany. Dlaczego?

Michał Wiśniewski: Nigdy nie byliśmy w stanie przekonująco opowiedzieć o tej architekturze, nie tylko innym, po drugiej stronie dawnej żelaznej kurtyny, ale również nam samym. Na Zachodzie o powojennym modernizmie napisano wiele, ale przykłady z Europy Środkowej tam nie występują. Nie było dostępu do odpowiednich książek. Zresztą w Polsce prawie ich nie ma. Po naszej stronie żelaznej kurtyny pokutowało myślenie, że ta architektura jest naznaczona piętnem totalitaryzmu.

Biblioteka Narodowa w Prisztinie (proj. Andrij Mutnjaković, 1971–1982), synteza architektury bizantyjskiej i osmańskiej wyrażająca złożoną tożsamość Kosowa. Zdjęcie: Arben Llapashtica / Wikimedia Commons

Słowo „socmodernizm” chyba po raz pierwszy pojawiło się w książce profesora Adama Miłobędzkiego „Architektura ziem Polski. Rozdział europejskiego dziedzictwa” z 1994 roku. Profesor był przedstawicielem pokolenia Kolumbów, naznaczonego wojną i stalinizmem. O socmodernizmie pisał negatywnie, uznając ten nurt za porażkę. Jeden z najważniejszych badaczy architektury w powojennej Polsce jednoznacznie odciął się od tego, co robili jego koledzy i koleżanki. To gorzka konstatacja, podsumować tak doświadczenie własnego pokolenia. A podobnie myślało wielu przedstawicieli tej generacji.

Tymczasem ta architektura wcale nie różni się szczególnie od tego, co powstawało na Zachodzie. Bloki budowano na Manhattanie, w Paryżu, Londynie. Były po wojnie doświadczeniem całego uprzemysłowionego świata. One nie znikną, są wręcz pewną szansą dla miast. Trzeba myśleć o nich w inny, zniuansowany sposób.

Hotel na Księżycu dla członków partii. Satyryczny rysunek Jozefa Jankoviča, który po Praskiej Wiośnie został wydalony ze Związku Artystów Czechosłowackich. Zdjęcie: Brano Hornak, Słowacka Galeria Narodowa w Bratysławie

AD: W Polsce młodsze pokolenia chyba już doceniają tę architekturę. Czy podobnie jest w innych krajach?

Michał Wiśniewski: Przyglądaliśmy się, jak dotychczas wyglądała dyskusja na ten temat w państwach dawnej Jugosławii, w Czechach, na Słowacji, w krajach bałtyckich. Kilka lat temu przywiozłem z Bratysławy monografię Vladimíra Dedečka, jednego z najbardziej znanych słowackich architektów. W Polsce takiego opracowania nie doczekał się chyba nawet Tylman z Gameren. Nie mamy tak szerokiej dyskusji o architekturze, o kulturze przestrzeni, jak mają Estończycy czy Czesi. W Galerii Narodowej w Pradze dwa lata temu otwarto stałą wystawę architektury po roku 1956. U nas tak rozbudowanej wciąż nie ma.

Centrum pamięci oraz siedziba władz miejskich w Kolašinie (proj. Marko Mušič, 1975), połączenie muzeum, pomnika, domu kultury i ratusza w niewielkim mieście w Czarnogórze. Zdjęcie: archiwum Atelje Marko Mušič

AD: Architektów z naszej części Europy nigdy nie było też wśród laureatów Nagrody Pritzkera. Komu by Pan ją przyznał?

Michał Wiśniewski: Na pewno Bogdan Bogdanović był postacią wybitną. Jego myślenie o mieście, postmodernistyczna reinterpretacja Belgradu w latach 80., a z drugiej strony wielkie założenia pomnikowe, z niczym nieporównywalne miejsca pamięci, jak 24-metrowy żelbetowy kwiat w obozie koncentracyjnym w Jasenovacu. Ale takich osób jest więcej. Ich losy bywały tragiczne.

Na wystawie pokazaliśmy fragment filmu „Elektroniczne babcie” w reżyserii Ladislava Rychmana, w którym występują dwie praskie realizacje Věry i Vladimíra Machoninów: brutalistyczny dom towarowy Kotva i sklep meblowy DBK. To są jedne z najlepszych budynków, jakie powstały w Czechosłowacji w tamtym czasie. Ale w 1968 roku autorzy nie poparli interwencji wojsk Układu Warszawskiego i w efekcie zostali całkowicie zmarginalizowani. A przecież ich kariera mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Być może to oni powinni być nagrodzeni najwyższym w architekturze laurem.

Wieża telewizyjna w Berlinie (proj. Hermann Henselmann z zespołem, 1969). Obłożona aluminium kula mieści obracającą się wokół własnej osi restaurację. Zdjęcie: Paweł Mazur

AD: Gdybyśmy mieli lepiej poznać sąsiadów, które z tych realizacji powinniśmy zwiedzić w pierwszej kolejności?

Michał Wiśniewski: Wszyscy znają Le Corbusiera, wiele osób widziało jednostkę marsylską, a mało kto wie, że na przełomie lat 40. i 50. w niewielkim czeskim Litvínovie powstał budynek o podobnym ładunku nowoczesności. Chodzi mi o dom kolektywny Václava Hlinskýego i Evžena Linharta. Ma dwukondygnacyjne mieszkania, otwarcie na krajobraz, wysokiej klasy część wspólną. Wpisuje się we współczesną dyskusję o architekturze mieszkaniowej i powrocie do wspólnotowości. Warte odwiedzenia są też pomniki Bogdanovića. W Jasenovacu, Kruševacu, Prilepie, Travniku czy Vukovarze.

Pałac Ślubów w Wilnie (proj. Gediminas Baravykas, 1974) łączy elementy budynku sakralnego i architektury władzy. Zdjęcie: Romualdas Rakauskas ze zbiorów aRRchyvas

AD: W książce zwracają uwagę realizacje sakralne, zwłaszcza w Czechach i Rumunii.

Michał Wiśniewski: Jednym z naszych odkryć był kościół Niepokalanego Poczęcia w Orszowej, jedyny kościół w Rumunii z czasów Ceaușescu. Wzniesiono go w 1976 roku trochę przez przypadek. Powstał po zrealizowaniu wielkiej tamy u Żelaznych Wrót na Dunaju, która zatopiła dawną świątynię. Mamy tu i dyskusję z soborem watykańskim, i mocno rzeźbiarską, modernistyczną formę. To intrygujący projekt, ale raczej mało znany, w przeciwieństwie do Wotrubakirche w Wiedniu, z tego samego okresu. Takich przykładów możemy od naleźć dużo więcej. W efekcie w sposób autodestrukcyjny odnosimy się do przestrzeni, w której wszyscy żyjemy. Dopóki nie zrozumiemy naszej przeszłości, cały czas będziemy mieli problem z teraźniejszością. Chciałbym, żeby udało się nam wyrwać z tej pułapki.

Okładka książki z makietą hotelu i nadajnika telewizyjnego na górze Ještěd w Czechach (1966–1973, proj. Karel Hubáček z zespołem SIAL). Publikacja towarzyszyła wystawie w MCK kuratorowanej przez Michała Wiśniewskiego, Łukasza Galuska i Natalię Żak. Zdjęcie: Kuba Sowiński / Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie

Zobacz też:

 


Czytaj więcej